Zobacz temat
 Drukuj temat
Garage inc.
Choo

i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGerwazy nie miał problemów z wczesnym wstawaniem i na dźwięk budzika posłusznie wysuwał się spod pościeli, nawet jeśli jeśli poprzedniej nocy skazał się na cierpkiego kaca. Nie mając jednak powodów do bycia na nogach o poranku, budzika nie nastawiał w ogóle, i trzeci dzień z rzędu otwierał oczy nieco po jedenastej, by kolejne pół godziny i tak spędzić w wygrzanym przez noc łóżku - z pilotem w ręku, półprzytomnym wzrokiem mierząc końcówkę występu zamykającego Dzień Dobry TVN. Konstancja nie miała wykupionego abonamentu i była to najciekawsza pozycja o tej godzinie, dla której zależnie od dnia konkurencję mogły stanowić najwyżej brazylijskie seriale.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngZ chwilą rozpoczęcia się reklam podźwignął się na nogi i przeciągnął, wywołując salwę trzasków w kręgosłupie. Przed wyjściem na siłownię pił yerbę, której było całkiem sporo w kuchennych szafkach. Zużył jakąś jedną trzecią jej zapasów od kiedy się tu wprowadził i bodajże w takim samym stosunku naruszył fundusze siostry, które po przeszukaniu mieszkania znalazł w przyklejonej pod ramą łóżka szarej kopercie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngSiłownia była w budynku na przeciwko i musiał jedynie przejść przez ulicę by się do niej dostać. Na małej odległości go od niej dzielącej zyskiwał jego portfel i ciało - po niecałej godzinie spędzonej na ćwiczeniach tam brał prysznic i mył włosy, nie nabijając dzięki temu rachunku za wodę w przywłaszczonym mieszkaniu. W cenie była także sauna, dająca mu jeszcze więcej pozorów prowadzenia zdrowego trybu życia, na tym jednak kończyły się dobre nawyki.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWrócił do siebie, przebrany w swój standardowy ubiór, pachnący żelem pod prysznic i kupionymi na lotnisku perfumami. Sportową torbę rzucił przed komodę po prawej stronie drzwi i zatoczył się na pięcie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Mógł spędzić kolejny dzień z laptopem na kolanach, wcale mu to nie przeszkadzało, mógł też iść na miasto, choć naprawdę nie wiedział jak by przetrwał z dychą w portfelu. Gdyby nadal był członkiem zespołu, siedział by teraz na próbie, ale od trzech dni nie miał z kim grać, nie miał nawet z kim rozmawiać. W liście kontaktów miał parę numerów, pod które w ostateczności mógłby zadzwonić, ale nie uważał, aby był to odpowiedni moment na odgrzewanie starych znajomości.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngOstatecznie jednak w oportunistycznym odruchu przerzucił gitarę w futerale przez ramię i przekręcił klucz w zamku, z postanowieniem wstąpienia gdzieś na śniadanie - tak żałosne jak porcja frytek w jakimś barze. To była chyba najlepsza opcja, choć z chwilą wyjścia z klatki schodowej na zimny i śliski dwór przeszedł go dreszcz, nie wywołany bynajmniej mrozem, który zalewał przechodniów falami lodowatego powietrza niosącymi płatki śniegu. Na całe szczęście o tej godzinie na ulicach nie było zbyt wiele osób, chociaż gitara, zgodnie z regułą, przyciągnęła spojrzenie każdego miniętego przez niego człowieka.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW barze, do którego wstąpił, było dosyć pusto, chociaż zdawał się on być najżywszy pośród całej konkurencji w promieniu paruset metrów. Na jednym z okalających ladę wysokich stołków siedział nieogolony chłopak w mniej-więcej jego wieku - przeglądał facebook'a i co jakiś czas próbował nawiązać luźną rozmowę z barmanką, która z braku klientów mogła poświęcić się najwyżej czyszczeniu szklanek. Gerwazy przysiadł dwa miejsca dalej, opierając gitarę o blat i także wyjął telefon, w oczekiwaniu na skwierczące w frytkownicy śniadanie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Grasz? - odezwał się typek siorbiący obok niego piwo, wskazując podbródkiem na futerał.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGerwazy uniósł brew i uśmiechnął się do niego serdecznie. Nic nie krzyczało Jestem wirtuozem! bardziej niż samotne siedzenie z instrumentem w niemal wyludnionej knajpie - może poza przygrywaniem na pustej scenie, która dopiero w okolicach piątej zaczyna gościć bardziej oficjalnych artystów.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngKobieca dłoń ze starannie pomalowanymi paznokciami podsunęła pod nos Wazy papierową tackę z frytkami, w którą wchłonęło się parę kropel ściekającego z nich tłuszczu. Obok postawiła opakowanie keczupu i solniczkę, z których chłopak prędko zrobił użytek, by niewielkim - trójzębnym - plastikowym widelcem zacząć spożywać pierwszy w ciągu dnia posiłek.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Czekasz na zespół? Będziecie grali?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jestem bezpańskim gitarzystą - odparł Gerwazy po przełknięciu pierwszej porcji. Chłopak obok skinął głową.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Pani Aniu! - krzyknął nagle, a zza drzwi pomieszczenia dla personelu wyłoniła się ruda głowa barmanki. - Dacie temu panu zagrać?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- A da mi pan święty spokój?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie dam - uśmiechnął się chłopak.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngTego typu przekomarzania zdawały się nie mieć końca. Gerwazy zdążył zjeść frytki i zamówić małe piwo, chociaż przez to brakowało mu paru złotych do rachunku. W międzyczasie wyszukał w przeglądarce losowy wzmacniacz - barmanka pracująca o tej godzinie nie mogła znać nazwy tego, którym dysponowali - po czym zgasił ekran telefonu i schował go do kieszeni, by zacząć lustrować wzrokiem ten stojący na scenie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- To aer compact? - zapytał, wskazując głową na urządzenie i przerywając tym samym rozmowę dwójki.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Chyba tak - odpowiedziała dziewczyna, z nutą niepewności. - A co?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Dacie się podpiąć? Chociaż na chwilę. Chcę zobaczyć jak się sprawdza.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngBarmanka przyzwalająco wzruszyła ramionami i wróciła do przerwanej rozmowy, Gerwazy zaś odpiął futerał, na dnie którego walało się parę centów, i przeniósł się na scenę, by podpiąć instrument do wzmacniacza. Uwagę zbliżającej się do baru grupki postanowił zwrócić subtelnie, toteż przysiadł w cieniu na krawędzi podestu i tam przez jakiś czas pobrząkiwał cicho, pozwalając dźwiękom niknąć w gwarze zajętych sobą nawzajem ludzi.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngCzuł, że są zespołem, a przynajmniej gronem entuzjastów - na to wskazywały ich ubrania i dosyć charakterystyczne zachowanie. Od reszty odstawała tylko dziewczyna o dosyć ciemnej karnacji, która wyłącznie z racji wyglądu momentalnie skojarzyła mu się z groupie, jeszcze bardziej przyczyniając się jego domyślenia się, że ta grupka jest kapelą. Gdy zniknęła za drzwiami łazienki, a po chwili to samo uczynił długowłosy chłopak, Waza stracił wszelkie wątpliwości, zaraz dziękując opatrzności, że w razie czego będzie mógł ukryć swoje występki w cieniu skandalu, jaki prędzej czy później ta dziewczyna wywoła. W międzyczasie za chorobliwie bladym chłopakiem w stronę baru ruszył koleś z rudymi włosami, usiłując kontynuować zaczętą rozmowę. Gerwazy przyłapał się na poświęcaniu im większej uwagi niż gitarze, po której strunach jego palce przesuwały się jakby niezależnie od jego woli.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWreszcie podkręcił dźwięk, wydobywając z instrumentu tony, jakie niewielu potrafiło wytworzyć. Spojrzenia wszystkich obecnych w barze skierowały się na jego osobę, tymczasem on swoje, po raz pierwszy od dłuższej chwili, zacięcie wbił w gryf i we wprawiane w drgania struny.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngKątem oka widział zarys zbliżających się w jego stronę sylwetek - dotąd będąca najbliżej baru dwójka wyklarowała się w polu jego widzenia, gdy po skończeniu popisowego sola przeniósł na nią wzrok. Czarnowłosy wyciągnął rękę w jego stronę, a Waza uścisnął ją, przywołując wcześniej na twarz uprzejmy uśmiech.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Wincent. Grasz z kimś?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Gerwazy - odpowiedział, w międzyczasie wymieniając identyczny uścisk z tym o rudych włosach, który póki co się nie przedstawił. Na pytanie nie zdążył odpowiedzieć, zza ich pleców wyłonił się bowiem chłopak, obok którego siedział przed ich przybyciem.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- To bezpański gitarzysta! - zakrzyknął klepiąc ich w ramiona i już na odchodne rzucając: - Ludzie mnie nie doceniają. Nara!
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW międzyczasie podbiegła do nich krótko ścięta dziewczyna, także wyciągając rękę w stronę Gerwazego.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Amanda. Jedyna laska w tym zespole - ukazała rząd równych zębów.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Ona kłamie. Nie mamy lasek w zespole.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGerwazy zawahał się przez chwilę, wymienił z wszystkimi spojrzenia i wstał, zawieszając wzrok na Amandzie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie mamy lasek w zespole - powtórzył po Wincencie. Nieco obawiał się reakcji, więc jego serce załomotało, ale serdeczne uśmiechy jakie pojawiły się na twarzach pozostałych zaraz ustabilizowały jego bicie - przyczynił się do tego także ten Amandy, który pojawił się parę sekund później, nieco jadowity, ale jednak uśmiech.


i.imgur.com/S4Pf3vo.pngSprawy z reguły plątały się dopiero po jakimś czasie i zazwyczaj nie bez jego interwencji.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngTaki tryb życia miał jednak to do siebie, że dość łatwo zostawało się dozgonnie włączonym w zawiłe scenariusze, a zachowanie twarzy wymagało niestawiania zbyt wielu pytań i dalszego brnięcia naprzód, by dopiero później, na osobności, najlepiej z puszką w dłoni, przyjrzeć się każdemu supełkowi z osobna i oszacować, czy przypadkiem nie ma się pętli na szyi.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngZ Gerwazego opadły najpierw płatki śniegu, później futerał z gitarą, siatka z kupionym po drodze piwem i zupką chińską, a na koniec bagaż emocjonalny, jakaś mieszanina zdziwienia, wdzięczności i bardzo skrajnej niechęci. Zarówno nie mógł się doczekać, jak i nie mógł znieść myśli o spotkaniu następnego dnia, które nieco wbrew sobie potwierdził wiadomością do Rukoli.
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png


Silnik BMW ożył z cichym, przyjaznym dla ucha pomrukiem. Już w trakcie wycofywania - co wcale nie było w sercu kampusu takim prostym manewrem, zważywszy na to, że należało przy tym uważać na lusterko pierwszego Mercedesa z lewej, nie zarysować lakieru z boku drugiego, w pośpiechu zaparkowanego z prawej, a przy tym nie wjechać w nogi żadnemu ze studentów, którzy wychodzili z budynku WPIA na papierosa lub lunch w McDonaldzie; jeżeli chodziło o odpady z nauk społecznych, przyjęło się, że przepędzano ich klaksonami jak bydło - na przednim siedzeniu pasażera rozdzwonił się telefon i Czarny zdążył jedynie przycisnąć go ramieniem do ucha, zanim stadko pierwszaków zmusiło go do wduszenia hamulca.
Zawodząca w tle Masławska w tym momencie oznajmiła, że każdy by się wkurwił.
- Czarny? Żyjesz? - zagaił bez przekonania rozmówca, jakby speszony milczeniem po drugiej stronie.
- Mmmm - przytaknął niemrawo, to rzucając okiem na drogę, to na wyświetlacz. Dogrzebawszy się do ustawień i włączywszy głośnomówiący, odrzucił komórkę na należne jej miejsce obok niego. Gdyby to nie on przez wiele dni zabiegał o ten dany mu cynk, rozłączyłby się i oddzwoniłby po odśpiewaniu pod nosem zwrotki - niestety, obiecał załatwić wejściówki dla Fabiana i jego dziewczyny na koncert "niszowej", a w praktyce cieszącej się dość dużym zainteresowaniem kapeli w Warszawie i zamierzał dotrzymać danego słowa.
Robił to dla długu wdzięczności, który tamten zaciągał wobec niego.
I kiedy Krystian [poznany przez przypadek w Sylwestra student z miasta stołecznego; Piotrek wprost za nim przepadał ze względu na jego służalczość, ale czasem kompletny brak inicjatywy, jakim tamten zwykł się wykazywał sprawiał, że opadały mu ręce] przeszedł do rzeczy, jemu pozostało wystukiwać rytm na kierownicy.

Jakieś kolory dla pedałów
Ma być czarno-biało
Ma być czarno-biało
A najlepiej szaro-szaro
Jedna rasa szara
Jedna szara masa
Co jednak z mózgową wspólnego wiele nie ma.


- Jest problem - usłyszał chłopak, co spowodowało, że automatycznie skrzywił się z obrzydzeniem, jakby pod sam nos podetknięto mu worek nawozu.
- Co to znaczy: jest problem? Rozwiąż go - rzucił opryskliwie. - Mówiłeś, że...
- Pamiętam, co mówiłem, ale...
- Nie pieprz.
- Ale wszystkie zostały wykupione. Rozmawiałem z Hubertem. Wpuściliby ich bez nich, tak jak ostatnio, ale tu już chodzi o przepisy BHP i...
- Jeśli ta rudera ma pęknąć w szwach to niech pęka, ale z Fabianem w środku. Potrzebuję. Tych. Wejściówek.
- Ale...
- Nie, nie, tak nie będziemy rozmawiać. Porozmawiaj z Hubertem jeszcze raz i na Boga, powołaj się na mnie. Wiem, że tego nie zrobiłeś. Oddzwoń, kiedy dostaniesz bilety. Cześć.
Rozłączył się. Na ekranie widniało już piętnaście powiadomień: jedno połączenie nieodebrane (Fabian), dwie nieprzeczytane wiadomości tekstowe (tata i Sylwia), siedmiu interesantów dobijających się poprzez messengera i pięć nowych snapów, chociaż odebrał ostatnie jeszcze w kolejce do szatni.
Fabian mógł poczekać - szczególnie, że j e s z c z e nie miał dla niego żadnych radosnych nowin. Tak samo rzeczy miały się z ich ojcem - bez otwierania okna konwersacji wiedział, że ten postanowił przypomnieć mu o odebraniu sukienki matki z pralni, aby w razie niedopełnienia przez syna obowiązku i bury od żony zasłonić się "Mówiłem mu, żeby to zrobił". To byłoby na tyle w kwestii rozmów w rodzinnym gronie w tym tygodniu.
O wiele bardziej interesowało go to, co do przekazania mu mogła mieć Sylwia [dziewczyna, której nie poznałby, gdyby jej koleżanka - obecnie ich wspólna, chociaż Czarny wiedział, że jeden czy dwa jego uśmiechy wystarczyłyby, aby zmienić układ sił - nie zaprosiła go przed dwoma laty w wakacje na tydzień do domku na Mazurach; podobne zaproszenie otrzymało gros innych osób].

Halp, Krzysiu nam się połamał. Przegląd w czwartek. Gitara prowadząca/zastępstwo?


Czarny stanął w korku na wysokości Sopotu, co dało mu chwilę do namysłu. Gdy światła zmieniły się, on zamiast kierować się na Orłowo, zjechał w stronę Monte Cassino z nadzieją, że o tak wczesnej porze znajdzie miejsce parkingowe niedaleko głównego traktu.

Nie ma sprawy. Coś poradzimy.


W rzeczywistości sprawa była, ponieważ nie zamierzał polecać jej idioty i tym samym wystawiać się na śmieszność, a do głowy nie przychodziło mu nazwisko nikogo, kogo Matka Natura obdarzyłaby ekwiwalentem mozartowskiego geniuszu, tyle że w zakresie katowania strun kostką.

Piętnaście minut później zajął stolik w Starbucksie i bezmyślnie mieszając przesadnie rozbieloną mlekiem kawę [stokroć lepszą wypluwał ekspres w ich domu; pech chciał, że Fabian nie zamierzał dziś z niego wychodzić, a Piotrek nie potrafił zdecydować, co było gorsze: jego lamentowanie nad swoim życiem czy cisza, która po nim zapadała i w której echem odbijało się monotonne stuk-stuk-stuk-stukanie w klawiaturę laptopa] postanowił zaryzykować wybraniem numeru Nieswalda.
Niczego na tym nie tracił, a mógł zyskać - nawet jeśli nie od razu gitarzystę to przynajmniej kontakt do kolegi po fachu lub kogoś, kto prowadziłby własny zespół, chętny wskoczyć na miejscy grupy Sylwii.
- Gerwazy? Tu Czarny. Nie przeszkadzam...? Słuchaj, mam do ciebie pytanie...


Edytowane przez wewau dnia 06-01-2016 01:18
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Choo


i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGdy robiło się jasno siedział przykryty kołdrą z grzejącym laptopem na kolanach i cicho grającą w kolumnach muzyką. Na skrzynce pojawiło się już parę maili spod .be, ale nadal nie było to nic przesadnie alarmującego.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngNie pamiętał kiedy ostatnio wstał tak wcześnie, ale w tym tygodniu wyjątkowo potrzebował paru dodatkowych godzin w dobie. Po ósmej był już na bieżni ze słuchawkami w uszach, próbując wyłapać potrzebne dla utworów akordy; dziewiąta trzydzieści jechał do Wincenta - bardziej z nadzieją na śniadanie, niż dalsze rozważania o brzmieniu kolejnych fragmentów - by nieco przed dziesiątą siedzieć u niego w kuchni i pijąc kawę oczekiwać na dosmażenie się jajecznicy, do której Winc, jak powiedział, po prostu dorzucił więcej jajek, żaden problem, i tak bym teraz jadł. Aleks i Roksana powinni siedzieć w szkole, rodzice zwykli wychodzić zanim ktokolwiek się obudził, sam Winc zaczynał pracę około dwunastej i nawet cieszył się z towarzystwa w swoim normalnie pustym mieszkaniu, choć wymusiło to na nim sprawniejsze wygrzebanie się spod kołdry i wzięcie prysznica.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGdyby na ekranie odłożonego na blat telefonu pojawiło się inne nazwisko Gerwazy zwlekałby z odebraniem. Wincentowi dał ręką znak, że ze zaraz wróci i już słysząc znajomy głos wyszedł z kuchni.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Przegląd w czwartek, odpadł im gitarzysta - oznajmił Czarny; w tle było słychać odgłosy kawiarni; wykrzykiwane imiona zdradziły Starbucks.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Wyślij mi na nią namiary.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Masz zamiar to załatwić od ręki?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Mam.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Gdzie jesteś?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Redłowo.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Podwiozę cię, i tak jestem w okolicy.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngSygnał.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Winc, jak poczuwasz się na próbę przed publicznością we czwartek? - zapytał wracając na swoje miejsce.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Po paru shotach to i nago wystąpię dla promocji.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Zobaczę co da się zrobić.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Mówiłem już o darze od losu?
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWaza uniósł kąciki ust i dopił kawę. Wincent podsunął pod jego dłoń świeżo naniesione na nuty wskazówki, chyba wiedząc, że Waza nie zamierza się ich kurczowo - w c a l e - trzymać.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Mam teraz przykre wrażenie, że w ciągu tygodnia będziesz bardziej ogarnięty od Bartka.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Kontrast charyzma-rozproszenie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Naprawdę myślę, że przydałoby się ich wcześniej uprzedzić...
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngZnajome BMW przystanęło na ulicy niecałe pół godziny później. Waza spodziewał się ludzkiej temperatury w środku, toteż nie kłopotał się zapięciem kurtki ani owinięciem szalika wokół szyi.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Idę. Odezwę się jak będę coś wiedział.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW odróżnieniu od większości aut, którymi w takcie pobytu w Sopocie dokądś go podrzucono, nie było ono przesiąknięte dymem i po zamknięciu drzwiczek emanowało jedynie czystą tapicerką i perfumami kierowcy.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Dziewczyna? - Piotr skinął głową na blok Rukowskiego.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Chłopak. Nie byłeś w okolicy, co?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Musiałem dokończyć sprawę. Nie rzucam rzeczy tak po prostu.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Oczywiście.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Zamierzasz się do nich podpiąć na występ czy jak?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Między innymi. Mam jeszcze grupę, która byłaby wdzięczna za parę minut na scenie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Rozumiem. Wilk syty i owca cała.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPrzy kolejnym zerknięciu na przepisowo prowadzącego Piotra Gerwazy przypomniał sobie o jego płynnym francuskim i o dacie sprzyjającej wykonaniu telefonu, którym mógłby wywalczyć sobie pewną niezależność finansową. W ustawieniach przełączył na zastrzeżony, by numerem kierunkowym nie zdradzić obecności w Polsce.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Mów mi po francusku.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Co takiego?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Hanna Nieswald, słucham.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Cześć mamo.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW ciągu dwóch sekund ciszy widział, jak matka odkłada telefon od ucha i patrzy na wyświetlacz.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Zrobiłabyś mi przelew?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Ile?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Tylko połowę czynszu. W zeszłym miesiącu opłaciłem ze swoich, ale teraz nie zostanie mi na życie. Więc?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Oddzwonię za pół godziny.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie oddzwonisz. Zrób go dzisiaj, s'il vous plaît.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Coś jeszcze?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Tylko tyle. Papa.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngSygnał przerwał połączenie.
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png

Polecenie Gerwazego zabrzmiało kuriozalnie, ale ton w jego głosie nie wskazywał na to, by zebrało mu się na głupie żarty, toteż Czarny - jak na dobrego, już na pierwszym roku przyuczonego do ślepego wypełniania rozkazów studenta prawa przystało - wyklepał wyuczony na jeden z wielu egzaminów tekst powitalny, swoiste lorem ipsum języka mówionego, służące zaprezentowaniu wymaganego minimum użytecznych informacji przy jednoczesnym wykorzystaniu jak największej ilości struktur gramatycznych, do czasu do czasu milknąc, aby nadać monologowi charakter rozmowy.
Słysząc prośbę o pieniądze, zrozumiał wszystko.
Koleje życia Nieswalda - niejasne i zagmatwane - nie były mu obce, chociaż odsianie faktów od mitów wymagało poświęcenia temu żmudnemu procesowi wiele czasu, a i to nie umożliwiło zrekonstruowania jego przeszłości w pełnym wymiarze.
- Jak początek miesiąca to Grolsche, koniec miesiąca to Łomże - zacytował w ramach zgrabnego podsumowania tego dziwnego incydentu, kiedy jego towarzysz już się rozłączył. - Mama pyta czy chcę jakiś przelew, mówię: "Bardzo proszę". Taco Hemingway. Znasz?
- Znam.
- Jestem w szoku. Wy, szarpidruty, słuchacie czegoś innego niż rock?
- Zdarza się.
- Powiedz mi, że miałeś przygodę z klasyczną, a spowoduję wypadek.
- Jesteś ostatnim człowiekiem, który by to zrobił. Umyślnie czy nie.
- To zniewaga? - zapytał zaczepnie, na końcu języka mając brzmienie stosownego przepisu; przedwczoraj podszedł do egzaminu i nadal miał głowę wypchaną bzdetami.
- Komplement - odparł niecierpliwie Gerwazy, nie dając mu powodu do wygłoszenia tyrady.

W drodze Piotrek uprzedził Sylwię o tym, że znalazł gitarzystę, ergo za dwadzieścia minut chciałby zastać ją w domu lub wskazanym przez niego miejscu - stanęło na Contraście, do którego to mogła dotrzeć w wyznaczonym czasie.
Zdyszana, ale i zmuszona do zachowania wszelkich niepochlebnych uwag dla siebie wpadła do środka po upływie pół godziny. Piotrek nieśpiesznie dopił grzane wino i dopiero wtedy życzliwie skinął jej głową na powitanie; Gerwazy przyjrzał się jej z umiarkowanym zainteresowaniem znad swojej szklanki.
- Sylwia, Gerwazy. Gerwazy, Sylwia - przedstawił ich sobie beznamiętnie. - Przechodząc do konkretów: nie, on nie jest wolnym strzelcem. Dołączy do was w ramach supportu. Potem spadacie ze sceny, a Gerwazy wchodzi ze swoimi.
- Nie tak się umawialiśmy - prychnęła, krzyżując ramiona na piersi. Zacietrzewiła się, wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu spraw.
Tak to z ludźmi było - daj im palec, a zechcą całej ręki.
- Wcale się nie umawialiśmy - przypomniał jej Czarny, nie porzucając nuty pretensjonalnego znudzenia. - Gerwazy?
- Nie wchodzę w inny układ.
- Sama widzisz.
Przez moment - jedno uderzenie serca - miał wrażenie, że Sylwia pożegna się z nimi środkowym palcem i wyjdzie, ale nie, ona tylko wzięła się pod boki i westchnęła ciężko.
- Niech będzie.
Czarny odsunął nogą krzesło i gestem zaprosił ją do stolika.
- Siadaj. A ty, Nieswald - zwrócił się do chłopaka - może powinieneś zadzwonić do kogoś rozsądnego od siebie i dać go tu nam na głośnomówiący. Dogramy to teraz, zanim jedno z was zmieni zdanie. Komuś jeszcze grzanego...?

Edytowane przez wewau dnia 13-12-2016 23:40
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Choo


i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Wino? Zakładasz, że zabawimy tu wystarczająco długo, by ostatni promil wyparował ci z krwiobiegu?
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngCzarny uniósł brwi.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie, żebym miał cokolwiek przeciwko.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW Contraście było słychać szum fal, który nasilał się, gdy palacze - mniej niestrudzeni niż początkowo zakładał z Piotrem - wracali po namyśle zza beczki razem z zimnym powiewem wiatru (co w przeciągu tych trzydziestu minut miało miejsce na tyle często, by porzucić przenoszenie wzroku na drzwi celem sprawdzenia, czy kolejną wchodzącą do środka osobą nie jest Sylwia) oraz paroma przekleństwami na porę roku, by usiąść z powrotem na swoich miejscach i domówić coś ciepłego. Morza nie było widać zza zaparowanych okien, dopóki ktoś roztropnie najpierw nie ozdobił ich standardowym rysunkiem, który został starty po kilku wzmiankach o dojrzałości.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Swoją drogą, pod którym numerem siedzę na twojej liście może-wolnych gitarzystów?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Sugerujesz, że ktoś mi odmówił?
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWaza schował się ze swoją odpowiedzią za szklanką. (I jak?) Czekamy.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngCzekamy wszyscy na jednej fali.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngZanim dziewczyna rzeczywiście pojawiła się w pubie zdążyli wyjaśnić sobie parę kwestii. Odpuściła szybciej, niż wskazywałaby na to postawa jaką obrała po usłyszeniu postawionego warunku, ale nie było się czemu dziwić - to ona była w złej sytuacji i to jej miało zależeć na nim, nie na odwrót. Gdyby nie mróz skutkujący czerwonymi rumieńcami na twarzy, można byłoby dopatrywać się ich źródła w niezadowoleniu, całkowicie nieuzasadnionym przy zaistniałej sytuacji. Mogła mieć dziesięć minut albo ani jednej. Wybór powinien być oczywisty.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Komuś jeszcze grzanego...?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jak stawiasz. Możesz rozmawiać?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jeszcze pytasz. Dzwonisz?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Chwila. Ile właściwie czasu mielibyście na scenie? - Zwrócił się w stronę Sylwii. - Dwadzieścia minut? (Mogę.)
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPrzytaknęła. Nie bądź specjalnie uprzejmy za dziesięć minut chwały.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGerwazy nie był jeszcze w stanie określić jak miękkie serce miał Wincent, ale przez jego nadopiekuńczy stosunek wobec siostry spodziewał się po nim dżentelmeńskich postaw, niebędących w tej chwili na rękę dla nikogo. Żyło się lepiej zakładając z góry, że każdy jest idiotą.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWincent odebrał po drugim sygnale.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie kompromituj się, jesteś na głośnomówiącym. - uprzedził go Waza. - Wchodzimy na dziesięć minut po tej pani.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Czyli gdzie i o której?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Ucho - odezwała się Sylwia. - Gramy dwudziesta pierwsza trzydzieści.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Gramy czterdzieści po - sprostował. -Wszyscy będą, nie?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie ma innej opcji. To tyle?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nawet nie podziękuje? - Sylwia odchyliła się na krześle do tyłu, patrząc znacząco na dopijającego wino Gerwazego.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Za organizację? Dzięki.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Za nasz czas. Wchodzicie na naszym czasie. - Chwila ciszy.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Postawione piwo wystarczy? - Zapytał Wincent zanim się rozłączył.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jasne.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Czarnecki, polecam się na przyszłość. - Piotr uniósł kąciki ust zamykając sprawę.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Czyli mamy po dziesięć minut. Świetnie. Na pewno wystarczy aby się zaprezentować - po rozbrzmieniu sygnału dziewczyna wróciła do swojego.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngDobry zespół podbija serce jednym utworem.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Tak z czysto technicznego punktu widzenia to przez mniej więcej taki czas mogę ci grać bez zarzutu. Przy drugim tyle spadłby ogólny poziom.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Dzwoń do organizatora, Sylwia.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Że ja mam mu powiedzieć o zmianie planów? - Zapytała już wstając.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Spodziewałaś się, że ktoś zrobi to za ciebie? Dodatkowe wejściowe go nie zaboli.

i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jacek? Mamy małą zmianę planów. Znaleźliśmy zastępstwo na gitarzystę, ale powiedział, że na czwartek da radę nauczyć się najwyżej połowy tego co mamy zagrać. - Po tonie jej głosu Waza wiedział już, że te same słowa usłyszy w czwartek ze sceny. - Ale mamy inny zespół na te drugie dziesięć minut. - Jacek nie odpowiedział. - Będzie problem?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Wolałem usłyszeć to, niż że będziemy musieli losować kogoś na tą lukę w repertuarze.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Wyślij mi utwory na fejsie!
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Normalnych gitarzystów zadowala zezwolenie na solówkę - rzuciła już przy wyjściu.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Amatorzy.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngZanim znikła znowu za drzwiami zawarła w posłanym im uśmiechu resztki niezadowolenia z obrotu sprawy.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jakie wysokie oczekiwania. Masz standardy.

Edytowane przez Choo dnia 07-01-2016 17:11
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png

- O standardach porozmawiamy po waszym występie. To nic osobistego, ale jeżeli nawalicie, nie znam was - odparł, walcząc z przemożną chęcią przeciągnięcia się i rozwalenia na krześle jak pierwszy z brzegu pijaczek, któremu denaturat uderzył do głowy.
Ostatnie nieprzespane noce zaczynały dawać się we znaki. Stres powodowany ostatnim zaliczeniem, który to trzymał go od samego rana powoli odpuszczał i Piotrek myślał już tylko o tym, żeby wrócić do siebie, do pokoju, przedtem odgrzawszy wygrzebane z lodówki resztki kaczki (pod warunkiem, że dotąd nie zainteresował się nimi Fabian) i zresetowawszy się przy Dlaczego ja? lub innym tanim quasi-dokumencie, zasnąć z laptopem na kolanach.
- Spieszy ci się?
- To zależy.
- Możemy przejść się brzegiem morza wte i we wte - wino powinno w tym czasie wywietrzeć, więc podrzuciłbym cię do domu - lub sam odprowadzisz się na dworzec.
Gerwazy udał zastanowienie - co do tego Czarny nie miał złudzeń; każdy, kto posiadał odrobinę rozsądku i stawał przed podobnym wyborem, wybierał drugi wariant - a potem wychylił resztki wina i sięgnął po przewieszoną przez oparcie kurtkę.
- Idziemy.

Nieswald trzymał fason i nie skarżył się, nawet jeśli pożałował swojej decyzji zaraz po przekroczeniu progu, gdzie przenikliwy wiatr zmierzwił im obu włosy i postawił kołnierze do pionu. Piotrek - po czubek nosa zawinięty w podebrany bratu szalik Burberry, który tamten i tak zakładał wtedy, kiedy wybierał się do kancelarii; matka uważała, że jako praktykant powinien wyglądać jak człowiek, co ojciec oraz młodszy syn zwykli kwitować cierpkimi uwagami o tym, że murzyn na polu bawełny pozostanie murzynem, choćby uszył sobie garnitur - krytycznym wzrokiem zlustrował lichy przyodziewek kolegi i jego profil. Mróz przydał jego twarzy kolorów. Gdyby nie świadomość, że Gerwazy był spłukany, byłby zasugerował, żeby złapał taksówkę, zanim nabawi się zapalenia oskrzeli.
Zanim wspaniałomyślnie oznajmił, że był gotów zapłacić za kurs w imię współpracy - lub czegokolwiek innego, co pozwoliłoby wcisnąć go do samochodu przy jednoczesnym nieakcentowaniu różnicy statusów; jeszcze tego brakowało, by drugi gitarzysta rozchorował się w przededniu koncertu! - odezwał się telefon Gerwazego.
- Co jest?
Zapadło milczenie. Po drugiej stronie linii ktoś się produkował.
Nieswald wymruczał coś w odpowiedzi, po czym zwrócił się do niego:
- Potrzebna nam jeszcze jedna wejściówka.
Brwi Czarnego podeszły do góry.
- Darmowy wstęp?
Gerwazy powtórzył pytanie.
- Byłoby dobrze.
- Daj mi go - zasugerował, a kiedy w słuchawce usłyszał ten sam głos, który zaoferował Sylwii postawienie piwa w zamian za czas, odnotował w myślach, żeby zapytać, z kim w zasadzie przyszło mu rozmawiać po raz drugi.
Tam, skąd dzwoniono grała muzyka; dało się też słyszeć ponaglające dziewczęce jazgotanie.
- Czarnecki. O co znowu chodzi?
- O wstęp.
To mnie zaskoczyłeś. Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Wiem, że oszczędzacie na wodzie, a ostatni grosz wydajecie na struny, ale śmiem wysnuć przypuszczenie, że mimo to nikomu nie odbierzecie chleba od ust, jeżeli po prostu za niego zapłacicie.
Po drugiej stronie rozległa się seria trzasków. Zmęczony męski głos ustąpił wyższemu i żywszemu, zdecydowanie żeńskiemu.
- Nie zabolałoby cię zorganizowanie jednego biletu.
- Załatwiłem wam miejsce, czas i publiczność - oznajmił w pełni opanowanym, acz jadowitym tonem, posyłając przy tym Gerwazemu zirytowane spojrzenie. - Dochód z tego wieczoru idzie na cele charytatywne. Zróbcie chociaż tyle i zrzućcie się na bilet dla zespołowej groupie - bo, jak mniemam, o nią się rozchodzi. Pozwolisz, że tu zakończę, szkoda mojego czasu. Miłego dnia.
Rozłączył się i oddal komórkę Gewazemu.
- Gdzie ty poznałeś tych ludzi? - zapytał po chwili zadumy. - Grasz z Żydami.
- Nie wspomniałem, że nasze teksty są w jidysz?
- Jestem zaintrygowany. Wpadłbym na próbę przed czwartkiem, o ile jarmułka nie jest wymagana.
- Dla ciebie zrobimy wyjątek.
- Jak miło.


Edytowane przez wewau dnia 11-01-2016 18:19
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Choo


i.imgur.com/S4Pf3vo.pngO wyrobionej na chłód odporności upewniało wino i kilka innych bodźców zachęcających serce do intensywniejszej pracy - w tym warta wyodrębnienia perspektywa dwóch dni na opanowanie kilku utworów świeżo poznanych grup różniących się od siebie stylem i gatunkiem. Nie było to wyzwaniem w obliczu lat praktyki, ale w pakiecie ze znającym się na rzeczy Piotrem wprowadzało go w stan natchnionego rozochocenia, który to znajdywał ujście w dynamice ruchów, limitowanej jedynie przez ręce schowane (i przez to rzeczywiście zachowujące ludzką temperaturę) w kieszeniach kurtki.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Kto to tak właściwie był? - zapytał Czarny po czterech kolejnych krokach.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Wincent Rukowski, dwadzieścia trzy lata, prawo go nie chciało...
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Selekcja.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- ...więc gnije w muzycznym. Wokalista. Bilet miał być dla jego siostry, ale dużo się nie pomyliłeś.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Coś jeszcze?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jadłem dziś u niego śniadanie i to pod jego blok po mnie przyjechałeś.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Rozumiem, że mieszka bliżej, ale przypominam o lepszym towarzystwie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Wezmę pod uwagę.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngMarszczenia w kącikach oczu Czarnego pogłębiły się na chwilę i rozprostowały, gdy przeniósł spojrzenie z Gerwazego na Bałtyk.

i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGdy ogrzewanie było już jedyną szumiącą rzeczą - czyli po tym, jak rozmyło się widmo wina, morze zniknęło za ścianą drzew, a zamknięte drzwiczki odcięły ich od chłodnego wiatru - Piotr roztarł dłonie, położył je na kierownicy i ostatni raz zapytał o adres, spodziewając się chyba jego zmiany po minucie, w trakcie której Gerwazy nie oderwał wzroku od telefonu. Waza powtórzył go z załączoną prośbą o zatrzymanie się pod jakimś bankiem, do którego pomimo pilnego zapotrzebowania na gotówkę nie zamierzał się specjalnie wybierać po wystarczająco odświeżającym spacerze. Dostał powiadomienie o przelanych mu trzystu euro, a kurs (który miał w nawyku mieć pod kontrolą) sugerował wypłacenie potrzebnej części teraz i zachowanie reszty na nadchodzącą zmianę tendencji. Wiecznie czuwająca intuicja kazała uzupełnić kopertę spod łóżka, nadużyta tego dnia znajomość nie sprzyjała wproszeniu się na obiad, należało także uwzględnić konieczność oddania na dniach garnituru do pralni dla zaoszczędzenia własnych nerwów i czasu.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Żaden problem.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngDwadzieścia minut później chował plik banknotów w wewnętrznej części kurtki, pożegnany życzącym miłego dnia ekranem bankomatu i powitany z powrotem w samochodzie życzliwym uśmiechem (tym razem nie składającym się z dwukropka i nawiasu) rozłączającego się z kimś Czarnego, który wypuszczając go już pod klatką - Zadzwonię jakoś wieczorem! - rzucił coś o gorącej herbacie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW mieszkaniu było tylko niewiele cieplej niż na dworze, ale włączenie grzejnika było sprawą drugorzędną - o wiele ważniejsza była dla Gerwazego walka z ciszą, której nie mógł wytrzymać bardziej niż kilku stopni poniżej optimum, i którą przerwał włączeniem i tak później ignorowanego telewizora. Przebrał się w dres, nadrobił social media (Sylwia nie wysłała mu nagrań aż do późnego wieczoru) i jakieś półtorej godziny później przysiadł znów do gitary, którą porzucił następnie na rzecz zjedzenia zamówionej hawajskiej. Około dziewiętnastej zadzwonił Wincent z kontrolnym pytaniem o poczyniony postęp. Waza odpowiedział na nie piętnastoma sekundami czwartego z listy utworu.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Mielibyście problem z kimś obcym na próbie?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie mamy zwyczaju przyprowadzać na nie koleżanek.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Czyli nie mielibyście problemu.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Waza?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Co?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- To samo dotyczy kolegów.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPozwolił mimowolnemu uśmiechowi wypłynąć na i tak nikomu niewidoczną twarz.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- To Czarnecki.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie mielibyśmy problemu. Czwartek osiemnasta.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngJeżeli jakaś rzecz miałaby zatrzymać go w tej grupie, byłoby to rzeczowe podejście Winca do wszelkich spraw. Gerwazy przeciągnął się i w tych kilku sekundach odsunął od siebie odruch wykonania obiecanego połączenia, mając dziwne wrażenie, że wmieszało by go ono w grono zdesperowanych interesantów.

Czwartek 18:00, zapraszam.

Czyli być po ciebie za 20?

:*


i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPrzed wyjściem na siłownię nastawił pranie i posłał kanapę - wygrywającą z o wiele od niej miększym łóżkiem większą powierzchnią i ulokowaniem w już wygrzanym pomieszczeniu - nie zamierzając utrudniać sobie zaśnięcia po ćwiczeniach i wliczonej w karnet saunie.

Edytowane przez Choo dnia 18-01-2016 00:46
 
Choo

i.imgur.com/S4Pf3vo.pngZ pobudką przypomniał sobie, że wcale nie lubi takich dni; z wejściem do garażu - że nawet nie zna imion tych ludzi; z pierwszym spojrzeniem na scenę - że nie wytrzyma tych paru sekund, w trakcie których wymienią się grające z nim zespoły. Bartek, którego umiał nazwać przez stosunkowo częste padanie jego imienia z ust Roksany (z kolei często wołanej przez brata), rzucił swoją kurtkę na jeden z bocznych stolików i pośpiesznie zajął miejsce wszystkim tym, którzy nie poszli akurat załatwiać formalności u organizatorów. On sam, wyłamując kości, przeszedł się z Wincentem i zaciągniętym przez niego na zaplecze Czarnym by zdać z nimi wstępowe i pod pretekstem wyjścia na papierosa upewnić się, że tylne było tam, gdzie je zapamiętał. Lubił mówić, że pali wyłącznie do towarzystwa, ale stojący obok i unikający dymu Piotr miał pełne prawo do posiadania odmiennej opini.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPrzed zapaleniem drugiego powstrzymało go połączenie od Sylwii - odbierając je był niemal gotowy na przekonanie się, że ta stoi za rogiem i widzi, jak narusza on nieswoją własność. Nie miał w zwyczaju kupować fajek z własnej kieszeni i jeśli akurat je przy sobie miał, musiały zostać mu do niej przez kogoś wsunięte na (niejednokrotnie wieczne) przechowanie; dopatrywałby się w tym często przez siebie stosowanej karty przetargowej, ale prędzej posądziłby siebie o nieświadome jej użycie; ludzie pójdą za tobą wszędzie, jeśli masz w kieszeni ich telefon lub kluczyki, i przystaną na wszystko, jeśli chcą je odzyskać.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Kiedy będziesz w Uchu?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- A kiedy będziecie wy?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie wiem, godzina, pół.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Ja też.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngNie miał ochoty na przyśpieszanie spotkania.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Ze mną też się tak bawisz? - Zapytał Czarny po sygnale.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Skąd.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPo powrocie nie był pewien, czy liczba ludzi się zdwoiła, czy też nie chciał im wcześniej poświęcić wystarczającej uwagi by zdać sobie sprawę z ich liczebności. Potrzebne mu było jeszcze jedno piwo by przemógł się i zaczął zawieszać wzrok na - nie daj Boże znajomych - twarzach, i dwa, by przywołał w pamięci ratujący mu życie społeczne wniosek: to on był tym, który pamiętał i wiedział więcej; większość dbała o dawne sprawy mniej niż on; część nawet nie uzmysłowiła sobie jego działań. Mimo to, zanim chrypliwy głos Sylwii wywołał w tłumie jego imię, przez dłonie Wazy - które, jeśli nie bawiły się kuflem, wystukiwały na udzie lub blacie rytmy utworów mających zostać przez niego odegranymi w ciągu tych dwudziestu minut - zdążyło przetoczyć się kilka osób, niekoniecznie przez niego pamiętanych, niemniej niemających problemu z odpowiedzeniem na niezobowiązujące i dające szczątkowy wgląd w ich życie pytanie:
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Co słychać?
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngOdpowiedzi i tak puszczał mimo uszu, dopóki jedna z nich nie zabrzmiała "Chodź już do nas, po nich wchodzimy".
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Ty też? - zaskrzeczała Amanda na widok podnoszącej się ze swych miejsc dwójki, wypowiadając na głos to, co wszystkim przeszło przez zagłuszone muzyką myśli.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngCzarny uśmiechnął się i wzruszył ramionami, włączając się w płynący na backstage strumień ludzi. Gerwazy poprawił bluzę i niezbyt zauważył, kiedy znalazł się na scenie i został podpięty do wzmacniacza, natychmiast wyróżniając się wśród poprzednich jego użytkowników niemożnością ustania w miejscu, która gdyby nie zaskakująca długość kabla ograniczyłaby się do promienia jednego metra - jak miało to miejsce na próbie u Sylwii w środę i przed paroma godzinami u Wincenta.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPrzedmowa była niemal dokładnym powtórzeniem rozmowy dziewczyny z organizatorem z pierwszego spotkania. W jej trakcie podziękował sobie w duchu za zachowanie w kieszeni paczki papierosów (ich właścicielkę - razem z powodem oddania mu ich do depozytu - zdradziło świdrujące kark spojrzenie), które mógł teraz odrzucić perkusistce i pozbyć się zarówno zobowiązania do wymiany paru zdań po występie, jak i nadmiaru uwagi (którego resztki przeżył uciekając śmiejącym się wzrokiem za kulisy) poświęconej mu po słowach Sylwii.

i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Co to było? - Wincent usiłując przekrzyczeć tłum wskazał na znikającą na zapleczu grupkę. - C o t o b y ł o?
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPrzedłużające się sekundy, w trakcie których ten podchodził do mikrofonu - przy którym nie mógł już dawać głosu wyrazom swego zdziwienia - Waza przeczekał szczerząc zęby w uśmiechu i robiąc sobie w tłumie plecy poprzez machanie tym bardziej nadpobudliwym osobom. Miał spokój do końca występu i przez parę chwil (których nie zyskałby, gdyby owacja była mniej entuzjastyczna), przeciągniętych przez zapraszające ich do stołu gesty
Sylwii chcącej jedynie upomnieć się u Wincenta o piwo.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- To ile już razem gracie?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Będzie z pięć dni.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWaza wypił wystarczająco, by wieszać się na ramionach.

Edytowane przez Choo dnia 31-01-2016 22:35
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png


Nauczony wcześniejszymi doświadczeniami (oraz wybrykami Fabiana, którego zapewne znienawidziłby, gdyby przedstawiono mu go jako kogoś spoza rodziny) Czarny starał się nie uprzedzić do zbieraniny ludzi, którzy na pierwszy rzut oka reprezentowali sobą to wszystko, czym pogardzał; niestety, na dobrych chęciach się skończyło. Na poły zaskoczonym, na poły wyniosłym spojrzeniem wodził od perkusistki w poprzecieranych, porozdzieranych tu i tam jeansach oraz odsłaniającej tatuaże koszuli, której sam sposób bycia zdawał się być jednym wielkim niemym apelem o dozór kuratora, poprzez jej przesadnie wypieszczone przeciwieństwo (na widok którego zemdliło go z tego prostego względu, że o ile Instagram pozwalał się zamknąć, o tyle jej nie mógł ściągnąć nawet do paska i ignorować) oraz rozczochranego, chorobliwie wesołkowatego chłopaka, jakich stada zwykł klaksonem przeganiać z parkingu przed wydziałem nauk społecznych, skończywszy na rudym nieboskim stworzeniu oraz bladym jak śmierć Wincentym (przy czym w ostatecznym rozrachunku świadczyć mogło na jego korzyść, jeżeli było równoznaczne ze spędzaniem dni nad książkami bądź na realizowaniu użytecznego hobby; tylko w tym jednym przypadku Piotrkowi udało się powstrzymać od wystawienia opinii ad hoc).
Szczęściem w nieszczęściu była możność stwierdzenia z czystym sumieniem, że grali dostatecznie dobrze, by pokazanie się w ich towarzystwie w Uchu nie wiązało się to z narażeniem własnego nazwiska na szwank.
W samym klubie odetchnął - chciałby powiedzieć, że pełną piersią, co jednak byłoby wyrazem głupoty, jeśli wziąć pod uwagę zapach unoszący się w powietrzu - ponieważ po kilku minutach poświęconych na rozeznanie podeszło do niego kilku znajomych z dobrym słowem, najwyraźniej nie chcąc wypaść z jego łask i mało brakowało, a Czarny, któremu Nieswald dawał już znaki do udania się na stronę, byłby przypomniał im, że w przeciwieństwie do nich pamiętał o wielu sprawach i nie musieli wdawać się z nim w grzecznościowe wymiany zdań i tym samym zawracać mu dupy. Ten czas mógłby zostać spożytkowany znacznie efektywniej - na przykład, na odwracaniu uwagi Gerwazego od występu, co zresztą Piotr starał się robić aż do momentu, gdy wypchnięto go spiętego z backstage'u na scenę, gdzie musiał radzić sobie z emocjonalnym majdanem w pojedynkę.
Sam Czarny przyglądał się występom obu kapel z bezpiecznego cienia, w którym tonęło techniczne zaplecze. Tam też po pierwszych dziesięciu minutach dopadła go zarumieniona z podekscytowania Sylwia, która w przelocie ucałowała go w ramach podziękowania, by zaraz wynieść sprzęt do samochodu i wrócić przed końcem partii grupy Wincenta, którego potem razem dopadli niedaleko baru - przy czym Piotr w roli biernego obserwatora, jako że sam w najmniejszym stopniu nie był zainteresowany piciem.
- Wyszło zajebiście - pozwolił sobie zauważyć ktoś w tłumku, na co Czarny (nie odrywając oczu od ekranu telefonu) odparł krótko:
- Dostatecznie dobrze.
- Co ty możesz o tym wiedzieć? Nie znasz się.
- Nie muszę - orzekł. - Moja opinia jako laika nadal jest warta więcej niż wasze.
- Typowy Karol.
Czarny podniósł wzrok i zmierzył nim towarzystwo z jadowitym uśmiechem.
- Na twoim miejscu w tym momencie zacząłbym uważać na słowa. Beze mnie nie byłoby was tu dzisiaj.
- Wystarczy. Już wiemy, co studiujesz i że bez ciebie wszystko by upadło - uciął podpity Gerwazy, który (paradoksalnie) jako jedyny zachował dostateczną trzeźwość umysłu, by wiedzieć, że lepiej było zdusić ten temat jak niedopałek w popielniczce, zanim coś zajęłoby się ogniem.
Czarny przewrócił oczami.
- Co za wdzięczność - prychnął, ale został przy nich, chociaż chciał odejść. Widział jednak, że Nieswaldowi już po pierwszych paru kolejkach zrobiło się aż nazbyt wesoło, a Czarny - jako ten, który go tu ściągnął - niejako czuł się w obowiązku dopilnować, aby nie zrobił sobie (lub komuś z otoczenia) krzywdy.
I w ten oto sposób Gerwazy pił i bawił się dobrze za nich obu, a Piotrek ratował go to przed upadkiem z wysokiego stołka, to przed stoczeniem się ze schodów, kiedy w udziale przypadało mu przytarganie piwa dla wszystkich, czemu zdecydowanie nie sprzyjał chwiejny krok i nagłe utraty równowagi.

Edytowane przez wewau dnia 13-12-2016 23:53
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png


W pierwszym odruchu uznał za stosowne odholowanie Gerwazego do jego domu i zostawienie go tam na kanapie w tym nieciekawym stanie, żeby doszedł do siebie w samotności - a potem spojrzał na tego zalanego kretyna, który przebudził się, uderzywszy głową o szybę, kiedy samochód podskoczył na pierwszym progu wyspowym i wówczas w Czarnym odezwało się sumienie, nakazujące zabranie go do siebie i nie spuszczanie z niego wzroku, dopóki nie nabierze pewności, że ten nie umrze w godny pożałowania sposób, jak poprzez potknięcie się i złamanie karku na prostej drodze lub zakrztuszenie własnymi wymiocinami.
Zanim dojechali do Orłowa, Piotr zapomniał o wyznawanym przez siebie ateizmie. Bóg jeden wiedział ile razy wymruczał pod nosem treść modlitwy do Anioła Pańskiego w intencji przedniego siedzenia i maski rozdzielczej, których nie zamierzał czyścić z tego, czym mógłby zapaskudzić je walczący z napadami nudności Gerwazy. Kiedy udało się im dotrzeć na miejsce i zaparkować, a następnie wysiąść i przejść w jednym kawałku przez zaśnieżone podwórko, Czarnemu zrobiło się lżej na sercu.
Schody - w przenośni i znaczeniu dosłownym - zaczęły się po tym, jak drzwi stanęły przed nimi otworem, a przestępujący z nogi na nogę Nieswald przelał się mu przez ręce i padł jak ścięte drzewo.
- Kurwa, Gerwazy - jęknął, zapalając światło w korytarzu. - Ciszej!
- Piotrek? Co ty wyprawiasz? Pojebało cię?
Z trzewi domu wychynął zwabiony hałasem Fabian - z zaczerwienionymi oczami, okularami w przeważnie nienagannie uczesanych, a obecnie zmierzwionych płowych włosach, poplamionych, pomiętych dresach i wydeptanych kapciach. Nikt nie zobaczyłby w nim obecnie tego elokwentnego studenta, który w ramach praktyk codziennie lub co drugi dzień udawał się do kancelarii w garniturze, wypastowanych butach i ze skórzaną aktówką pod pachą.
- Kto to jest? - zapytał. - Nie mógłbyś przyprowadzać do domu bezpańskich kotków i piesków jak normalne dzieci?
- Spierdalaj. Pomógłbyś mi go podnieść.
Razem zdrapali Gerwazego z ziemi i posadzili na łóżku w sypialni Czarnego - przy czym sam Czarny wbrew jego woli podtrzymywał go w pionie.
- Jak zamierzasz wytłumaczyć się z tego rodzicom? - zagadnął Fabian, przyglądając się ze sceptycyzmem niezapowiedzianemu gościowi. - Mamo, tato, popatrzcie tylko, co wypadło mi z Kinder Niespodzianki?
- "To" nazywa się Gerwazy - podpowiedział, puszczając mimo uszu całą resztę. - Miałem zostawić go w takim stanie na lodzie, w Uchu? A może od razu na izbie wytrzeźwień, co?
Cisza.
Czarny przełknął przekleństwa, które rozpłynęły się mu na języku.
- Nie, oczywiście, że nie. Nigdy - odezwał się wreszcie Fabian. - Ale już cuchnie tu jak w gorzelni. Powinieneś coś z tym zrobić. Na dobry początek przebierz go w czyste rzeczy, a te wrzuć do pralki - zasugerował - W międzyczasie poszukam miski i wody.
- Przebrać...? - powtórzył po nim z powątpiewaniem - Łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Ale ostatecznie Gerwazy pozwolił zdjąć z siebie przepocone ubrania i nie protestował zanadto, kiedy ubierano go jak sporych gabarytów lalkę, a już ze szczególnym entuzjazmem podszedł do bycia przykrywanym kołdrą i dodatkowym kocem - na wszelki wypadek.
I Piotr byłby sam ułożył się do snu na krześle, na którym zdarzało mu się zasypiać wiele razy przedtem w trakcie nauki, gdyby po piętnastu lub dwudziestu minutach okoliczności nie zmusiły go do przeniesienia się z Nieswaldem do łazienki, gdzie przez następną godzinę siedział obok niego na podłodze, przytrzymując go ramieniem, drugą ręką co jakiś czas wduszając spłuczkę.

***

Za oknem świtało i nijaki poblask poranka wpadł do salonu, w którym dogorywali Czarny i Fabian - pierwszy na kanapie, na poły drzemiąc, na poły pozostając przytomnym na tyle, by śledzić Dlaczego ja?, nie będąc przy tym pewnym, w którym momencie zmieniali się bohaterowi oraz ich historie; drugi na fotelu, z nogami na tym samym stoliku, na którym leżały jego okulary w designerskich oprawkach i laptop z otwartym dokumentem, który przeszedł w stan hibernacji, kiedy jego właściciel zasnął.
Dzwonienie budzików na moment obu wyrwało z letargu, ale zaraz znowu opuścili głowy - Piotrek na podłokietnik, a Fabian na pierś - kiedy na schodach, a potem w kuchni i łazience rozległy się kroki.
- Widziałeś...? Posnęli tu.
- Dziwisz im się?
- Nie, nie - zaprzeczyła pani Czarnecka - ale czujesz to? Palili.
- Olga, przestań. Pamiętasz, ile oni już mają lat? To nie dzieci - westchnął pan Czarnecki, wyraźnie nie mając ochoty na prowadzenie dyskursu. - Pewnie pół nocy szwendali się po Gdańsku, niedawno wrócili i padli jak stali. Palili czy nie, czy to ważne? Trafili do domu.
Piotrek w duchu złożył podziękowania za pragmatyczne podejście do rzeczy. Niepokój ukłuł go w bok dopiero później, gdy zdał sobie sprawę z tego, że odgłosy porannej krzątaniny - rozmowy, szum wody pod prysznicem, suszenie włosów, buczenie ekspresu do kawy i samo chodzenie wte i we wte - mogły obudzić Gerwazego, którego ulokowali u niego w pokoju. Pozostawało mieć nadzieję, że postanowi nie wychylać nosa za próg.
Wreszcie trzasnęły drzwi wyjściowe - za to drugie, od sypialni, uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a zza nich wyjrzał (zapewne zdezorientowany) Gerwazy.
- Chodź tu do nas - zawołał Czarny, przywołując go gestem, wyciągnąwszy rękę poza oparcie kanapy. - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że zabrałem cię do siebie. Było z tobą kiepsko.
- Piotrek, zamknij się - wymamrotał Fabian, nie otwierając oczu. - Chcę spać. Jesteś za głośno.
- Przypominam, że z nas dwóch to ciebie chcą wyrzucić z domu. Jeśli o mnie chodzi, możesz wypierdalać już teraz.
- Mówiłem już, żebyś się zamknął, nie? To jeszcze to zrób.
Czarny przewrócił oczami.
- To jest mój brat, Fabian. Poznaliście się w nocy.
- Ale gdyby bolał cię tyłek to nie z mojej winy.
- Fabian, miej litość.
- Dobrze, przyznaję, że też brałem w tym udział, ale starałem się być-
Ktoś na drugim planie, pozostający poza ich polem widzenia, taktownie odchrząknął i tym samym zaakcentował swoją obecność.
- Zostawiłem telefon - oznajmił pan Czarnecki w rozpiętym płaszczu, wzrokiem obdzierając ze skóry Gerwazego. Piotr i Fabian wymienili porozumiewawcze, pełne niepokoju spojrzenia.
- Dzień dobry - przywitał się Gerwazy.
- Dzień dobry. Ilu was tu jest?
- Tylko Gerwazy - wtrącił pośpiesznie Czarny. - Powiedziałbym ci, ale wróciliśmy o czwartej i spaliście. Nie miałem serca zostawić go samego, pijanego.
Pan Czarnecki jeszcze przez moment przypatrywał się to gościowi, to obu synom, aż w końcu westchnął, co oni sami uznali za dobry zwiastun.
- W takim razie nie mamy o czym mówić - orzekł, po czym (już na odchodnym) zwrócił się do Nieswalda:
- Gdybyś chciał zapalić to zrób to, proszę, na tarasie. Do widzenia.
- Cześć.
- Do zobaczenia.
Tym razem poczekali, aż za samochodem zamknie się brama.
- Wygląda na to, że żyjemy - stwierdził Piotr, wstając. - Kawy, herbaty...?

Edytowane przez wewau dnia 10-02-2016 20:31
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Choo

i.imgur.com/hzj5c7E.pngWisząca w powietrzu gorycz kawy uderzyła go prosto w żołądek, który nie mając czego z siebie wyrzucić ograniczył niezadowolenie danym twarzy sygnałem na wykrzywienie się w grymasie, zanim jeszcze do samego Wazy przez warstwę otumanienia przebiło się postawione przez Czarnego pytanie.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Rozumiem.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Nie na dywan.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Nalać ci wody?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Chyba do wanny.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Odpuścisz na chwilę?
i.imgur.com/hzj5c7E.pngGerwazy szukając telefonu oklepał kieszenie i dopiero wtedy - zaraz po jego braku - zauważył nieswoje ubrania, zaskakujące bardziej od otworzenia przed jakąś godziną oczu w cudzym łóżku. Wtedy nie miał jeszcze siły na stawianie pytań bardziej rozbudowanych niż "Gdzie jestem?" (bardzo wyraźnie odpowiedziały na nie podręczniki) i "Gdzie są wszyscy?" (szereg dochodzących zza drzwi odgłosów nie zawiódł), które w parę minut rozpłynęły się, gdy kolejny raz przysnął z braku ochoty na sprawdzenie, czy władza w nogach już wróciła.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Nie trafił do prania z twoimi ciuchami. Leży na biurku. - W zasięgu jego wzroku pojawiły się ręce Piotra podające mu szklankę wody i listek przeciwbólowych.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Co?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Telefon. Może jednak wanna?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Potem.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Właśnie potem. - Krótkie spojrzenie Fabiana sugerowało, że otwarty na pulpicie jego laptopa dokument był przyjemniejszym od Gerwazego widokiem.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngDopiero usiadł na kanapie - przegrywając walkę z mięknącymi kolanami - i nie ruszył się z niej przez kolejne pół godziny, czekając aż tabletka przełknięta przez bolące gardło zadziała. Ani słuch ani struny głosowe nie zdążyły jeszcze wrócić do stanu sprzed koncertu. Mówił więcej niż robił; przynajmniej nie miał siniaków i zakwasów wyniesionych przez tylu spod sceny.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Chcesz koc?
i.imgur.com/hzj5c7E.pngWaza pokręcił głową, będąc na pograniczu snu i wiedząc, że zapadnięcie w niego teraz skończy się pozostaniem na tej kanapie do końca dnia - co po części sprawdziło się, gdy parę godzin później znów otworzył oczy w pokoju Piotra. Nadal miał mokre włosy po niemal nieświadomym zanurzeniu się w ostatecznie przygotowanej mu kąpieli, która była drugim po ubiorze czynnikiem pozbawiającym go poczucia własnej tożsamości; obok wiernie leżał telefon z wciąż nabijającym liczby Messengerem, który razem z walczącym o odpowiedź Wincem był konkurentem dla kaca w wywoływaniu bólu głowy. Pamiętał Czarnego ucinającego resztki pretensji Fabiana wizją sąsiadów napotykających wzrokiem niepewnie stawiającą kroki sylwetkę, w biały dzień opuszczającą ich dom, oraz go, stwierdzającego wreszcie, że Waza jest tak, jakby go nie było - więc w sumie chuj.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngGdy podniósł się do siadu uświadomił sobie, że jeśli nie podejmie żadnych kroków - wstał, przeciągnął się i zrobił ich kilka, ze zdumieniem odkrywając, że w zasadzie są już proste - stan nieobejmującej facebooka samotności nie ulegnie zmianie, co potwierdził posłyszany po wyjrzeniu za drzwi szczęk naczyń i rozmowa, prowadzona już na cztery głosy.

Wiedzą, że nadal tu jestem?

Chodź bo wystygnie.


i.imgur.com/hzj5c7E.pngOba źródła dochodzących do niego dźwięków stopniowo cichły, gdy powoli schodził po schodach do jadalni. Jeszcze przed paroma godzinami zmyliłoby go to, nasuwając półprzytomnemu rozumowi pomylenie kierunków.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Zamierzasz znowu tu nocować? Dzień dobry. - Pan Czarnecki wskazał widelcem wolne miejsce.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngPiotr wstał, gdy Gerwazy udał, że nie rozumie tego gestu; zrezygnował z nałożenia mu obiadu, gdy pokręcił głową; ruszył ze swoim talerzem na schody, gdy skinął nią w ich kierunku (na swoją obronę biorąc zbyt duże natężenie światła).
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Nie krępuj się - odezwał się znów jego ojciec, po odstawieniu szklanki przenosząc wzrok na wycofującą się sylwetkę Wazy. - To tak jakbym miał trzeciego syna.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Właśnie. - Waza zdobył się na możliwie autentyczny uśmiech, pozwalając sobie wtopić się między nich także postawą.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Dobry kamuflaż. Szkoda, że nieprzytomność z innego źródła. Naprawdę, gdyby któregoś z nich tu teraz nie było, nawet bym cię nie zauważył.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Zapamiętam na przyszłość, proszę pana.

i.imgur.com/hzj5c7E.png- Skąd ta rozmowność?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Pytał gdzie studiujesz.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngGerwazy wrócił na wygrzane w łóżku miejsce.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Może zamówię taksówkę, co?
i.imgur.com/hzj5c7E.pngPiotr spojrzał na zegarek.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Odwiozę cię jeśli poczekasz jeszcze z pół godziny.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngKilka chwil później Gerwazy sięgnął po widelec Czarnego, by z lekkim sercem naruszyć jego porcję. Kolejne kilka przyniosło ze sobą informację o nieodebranych połączeniach i Wincencie, proszącym wreszcie Piotra by przypomniał Gerwazemu o sobocie.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngChwilowo nie miał najmniejszej ochoty na powtórkę z czwartku, i gdyby nie pieniądze już wydane na oddanie garnituru do pralni, byłby znalazł powód by nie stawić się ani na nadchodzącej próbie, ani na koncercie w ramach studniówki.

Edytowane przez Choo dnia 15-02-2016 18:59
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png


Odwiedziny Gerwazego nie zdestabilizowały porządku dnia i jeżeli nie liczyć tych kilku nadprogramowych pytań - "Co studiuje?"; "Gdzie?"; "Dlaczego w takim razie jest w Polsce?"; "Mieszka sam?"; "Piotrek, jak ty poznajesz takich ludzi?" - które zadano przy obiedzie to kłamstwem nie byłoby stwierdzenie, że zanegowano jego krótkie bytowanie pod dachem Czarneckich. Nie byłby to jednostkowy przypadek - ot, z zasady nie wyrażali oni zbytniego zainteresowania tym, czym nie powinni. Gerwazy nie budził zastrzeżeń - chociaż jego wykształcenie rodziło pewne nieprzychylne uwagi ("Szkoda, że nie jest z medycyny") to przynajmniej w oczach matki zyskał samym przebywaniem przez dłuższy czas w Belgii ("Fabian, ty po roku na Erasmusie byłeś bliski obłędu - ucz się od niego"; "Mamo, ja się tam uczyłem i pracowałem, a on pewnie zbierał pieniądze do kapelusza.").
Do soboty zapomniano o tym incydencie.
Czarnemu, którego znowu zagadywano jedynie na okoliczność robienia zakupów i tego, czy nastawiłby i rozwiesił pranie pod nieobecność pozostałych domowników przyszło cieszyć się feriami w spokoju ducha - przynajmniej do momentu ogłoszenia wyników egzaminów - bez konieczności tłumaczenia komukolwiek, w jakich okolicznościach poznał Nieswalda.
- Piotrek? Śpisz?
Drzwi pokoju uchyliły się, a do środka zajrzała pani Czarnecka. Była boso, ale makijaż i sukienka o klasycznym kroju oraz biżuteria zdradzały, że zaraz wyjdzie.
- Coś się stało? - zapytał, wyjmując z uszu słuchawki.
- Nie, po prostu wychodzimy - powiedziała, wzruszając ramionami. - Nie puśćcie z Fabianem domu z dymem, co?
- Fabian wyszedł przed dwiema godzinami - zaprosił Gosię na kolację i do kina - przypomniał jej - i nie sądzę, żeby zamierzał zapłacić za wszystko, a potem wrócić z pustymi rękoma.
- A ty nie masz planów? Zostajesz tu?
- Czy ty wiesz, od ilu dni o tym marzyłem? Po prostu sobie poleżę, pooglądam Pamiętniki z wakacji lub inne niskonakładowe pseudo-dokumenty i pójdę spać. Jeden dzień bez zmuszania mózgu do pracy.
Matka nie sprawiała wrażenia przekonanej.
- Będę bawił się lepiej od was - zapewnił, wymownym gestem wskazawszy na laptopa na kolanach. - Idźże, kobieto.
Pani Czarnecka wyszła, przymykając za sobą drzwi - a kiedy to zrobiła, Czarny sięgnął po telefon.

Wolny wieczór?

Zajęty

U ludzi z prawa i medycyny. Ja i wino czekamy aż zmienisz zdanie.


Wyświetlono. Brak odpowiedzi.

Pizza też. Zaraz zamawiam :*

Nudzisz się? :*

Nie przepadam ani za piciem do lustra, ani z idiotami :*


Edytowane przez wewau dnia 19-02-2016 00:00
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Choo


i.imgur.com/hzj5c7E.pngGdy Wincent zadzwonił Gerwazy miał już narzuconą na plecy kurtkę, a od zawiązania na szyi szalika dzieliło go jedynie doprowadzenie fryzury do pożądanego kształtu, który bez wskazywania na jego przesadną interwencję utrzymałby się do końca tego wieczoru. Gdyby miał teraz siedemnaście lat i nieporadnie używał lakieru siostry, wypaliłby papierosa dla przytłumienia jego niewystarczająco szybko ulatniającego się zapachu; miał jednak dwadzieścia trzy i niejaką wprawę w dyskretnym posługiwaniu się niemiecką gumą, której malejącymi zasobami było mu się przejmować bardziej na rękę niż samym koncertem.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngMarynarkę założył tylko po to, by móc się jej pozbyć na samym wstępie, także muchę zawiązał z myślą o wygodzie przy jej rozwiązywaniu. Garnitur odebrał z pralni rano, prawie bez żalu żegnając kwotę pod pięćdziesiątkę zostawioną na jej ladzie. W mieszkaniu nie było komu prasować, a sam akt zlecenia tego komuś przywracał mu poczucie stabilności, jakby nagle temperatura spadła o parę stopni, pogrubiając warstwę lodu, po którym stąpał, o tyleż centymetrów, i wyciszając jego jego dotąd słyszane z każdym krokiem trzeszczenie.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngMimo to, idąc w kierunku sceny i mijając powoli obracającą się w jego stronę sylwetkę jednego z kiedyś uczących go nauczycieli, Gerwazy prawie przystanął, nie chcąc usłyszeć głośnego trzasku i poczuć fali przejmującego zimna.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngWaryński spojrzał ponad jego głową doszukując się kogoś w tłumie na drugim końcu sali.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngNieswald poprawieniem gitary przykrył odsunięty od siebie w ostatniej chwili impuls.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngNiedługo po tym odezwał się jego telefon i z myślą, że może kogoś skazać na parogodzinne czekanie, Waza przeszedł przez resztę wieczoru, manewrując między marniejącymi z czasem zaczepkami.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngNie miał ochoty zaspokajać popytu na swoje towarzystwo, nie miał środków, nie było go stać na takie znajomości. Do kilku mógł się uśmiechnąć, nazwisko rozejdzie się samo, znowu stanie się chwilową zajawką, "Nie to okienko", "Sorry, byłam pijana".
i.imgur.com/hzj5c7E.png"Koleżanka".
i.imgur.com/hzj5c7E.pngWystarczyło mu tłoku na ekranie iPhone'a, którym i tak zasłaniał się za każdym razem, gdy postawione z ludzi zasieki stawały się uciążliwe także dla niego.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngZaproszenie na wydarzenie; wspomniała o tobie w komentarzu; "Sprowadzono nam gitarzystę z Belgii abyśmy mogli wystąpić". To nie był format, którym chciał się przejmować, jednak na odsunięcie od siebie chęci natychmiastowego napisania do Sylwii, by uprzejmie przypomnieć jej o nieużywaniu formy bezosobowej - skoro już tak nieudolnie grała jego kartą - był zmuszony przeznaczyć dłuższą chwilę, w trakcie której pozwolił na zutylizowanie wypływającego na twarz uśmiechu (wrodzonego odruchu na każdą sytuację rozmijającą się z jego interesem) w kilku robionych z rąk tłumu zdjęciach. Ostatecznie ograniczył się do wymownego chrząknięcia - z całą wyniesioną z doświadczenia świadomością, że potrafiło działać na sumienie jak kopnięcie między nogi - pozwalając ostrożniejszym słowom zamknąć sprawę i dać Piotrowi należne oznaczenie w poście.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngWolał z umiarkowaną obojętnością kręcić na boku z wykrzykującymi swoje imiona randomami, niż podejmować się rozmowy z patrzącymi po sobie w niezręczności członkami zespołu, kierującymi spojrzenia i palce jedynie na siebie nawzajem i Wincenta, latającego z kolei wzrokiem od Roksany do obejmującego ją w tańcu Bartka, którego zniknięcie po koncercie Waza pozwolił sobie skwitować uprzejmym uśmiechem, będącym również odpowiedzią na przekazaną w aucie sumę za występ.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Czekamy na jeszcze kogoś?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Poradzą sobie.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngWincent spojrzał przez ramię by sprawdzić obecność gitary i wykręcił, przenosząc już wzrok na jakiś punkt przed sobą.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngGerwazy upewnił się, że zostanie podwieziony, po czym po przyzwyczajeniu kierowcy do rzucanych w trakcie jazdy lewo-prawo-zwolnij skierował go na dom Czarneckich - trasę do którego kojarzył wystarczająco, by na przezornie otwarty w jednej z zakładek GPS spojrzeć kontrolnie tylko dwa razy. Mignięcie żarówki towarzyszące otwieraniu drzwi samochodu wyciągnęło z nocy białą i skonsternowaną twarz Rukowskiego, którego w przygasającym świetle Nieswald zostawił zatrzaskując je - po wzięciu własnej gitary - z krótkim Nara!, stopniowo wygryzającym odruchowe au revoir.
i.imgur.com/hzj5c7E.pngUznając odpowiedź za oczywistą nie pytał, czy jeśli stanie pod drzwiami o drugiej zostaną mu one otworzone.

Patrz gdzie jestem. Śpisz? :*


i.imgur.com/hzj5c7E.png- Mógłbyś być mi bardziej po drodze?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Dobry wieczór. Piłeś?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Dmuchnąć?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Może później. Gdzie tak w ogóle byłeś?
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Studniówka.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Kiedy przerzuciłeś się na licealistki?
i.imgur.com/hzj5c7E.pngCzarny zdjął z Gerwazego szalik, który idąc za przykładem dwukrotnie - i nieświadomie - zgubionej na koncercie muchy stopniowo zbliżał się do spotkania z podłogą.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Tobie też jakąś znaleźć, czy wystarczę? Potrzymaj.
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Nie mam na to czasu. Ty też nie po-
i.imgur.com/hzj5c7E.png- Już otworzyłeś?
i.imgur.com/hzj5c7E.pngGerwazy opadł na kanapę z wyciągniętą po telefon dłonią, w którą zamiast niego trafił kieliszek, z następującą wymianą uśmiechów butelka, szturchnięć - jednak telefon, dalej pilot, kolejna butelka i ręcznik z przypomnieniem, która ze szczoteczek należy do niego.

Edytowane przez Choo dnia 31-03-2016 20:24
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png

- Don't know where, don't know when, but I know we'll meet again...
Czarny wtórował Verze Lynn do momentu, aż Gerwazy - przystanąwszy kilka kroków za jego plecami, tuż poza granicami ograniczonego kantami kuchennej zabudowy pola widzenia - nie skomentował tego godnego pożałowania popisu wokalnego. Dotychczas w samotności sprzątającemu w kuchni Piotrowi - który nie spodziewał się towarzystwa do godziny dwunastej, z tego prostego powodu, że rodzice pojawili się w domu wówczas, gdy on i Nieswald przysnęli na kanapie w jego pokoju, a po paru godzinach snu i szybkim prysznicu wyszli, a Fabian, nawet jeżeli w chwili ich nieuwagi przekradł się do swojego pokoju to z powodzeniem udawał nieobecnego - spomiędzy palców wysunęły się noże. Złapał je, zanim przyszło mu do głowy, czym się to skończy.
- Nie umiesz śpiewać.
- Nie przeszkadza mi to - odparł, opłukując rękę pod strumieniem wody. Kiedy zakręcił kurek, w miejscu przecięcia pojawiła się krew.
- A co ze mną?
- Trafisz do drzwi bez mojej pomocy. A teraz pomóż mi znaleźć plastry.
- Gdzie? - zapytał tamten, a gdy wskazano mu konkretne szafki, uśmiechnął się szelmowsko. - To może potrwać. Zassij.
- Zostawię to tobie.
Mimo tego zastosował się do rady, nie chcąc przez przypadek zapaskudzić mebli lub ubrań. W czasie, gdy Gerwazy zestawiał z półek i odkładał na miejsce koszyki z przyprawami, suszonymi owocami i Bóg jeden wiedział czym jeszcze, między którymi powinien tkwić ten z zestawem gazików i antyseptyków na okoliczność zadraśnięcia lub oparzenia rozgrzanym tłuszczem, Czarny pochylił się nad pozostawionym samopas na stole laptopem i przejrzał powiadomienia. Oznaczywszy wszystkie jako przeczytane, przeszedł do żmudnego procesu odsiewania wiadomości od attention whores, które pomimo nieustannego spławiania przypominały o swoim istnieniu ("Nie chciałbyś wypaść na kawę?". "Nie :*") oraz interesantów (na których zapytania o przecieki i notatki z wykładów odpowiadał z opóźnieniem i przecząco, nawet jeśli konspekty z tychże służyły mu w danej chwili za podkładkę pod mysz) od użytecznych nowin.
- Wybitnie fałszujesz.
Piotr, który wczuwszy się w płynącą z głośników melodię zaczął nucić pod nosem, wyprostował się i nie dając po sobie poznać, że ubodło go to w pewien sposób - ani Sinatra, ani Bennett, ani nawet Fabian, któremu słoń na ucho nie nadepnął nie zwracali mu uwagi, że kaleczył piosenki - odwrócił się, a potem posłusznie uniósł ręce do góry jak pięciolatek, pozwalając Gerwazemu obkleić plastrami palce.
- Nie tylko w tym jestem dobry.
- Ty tak twierdzisz.
- A ty zaraz mi przyklaśniesz.
Przysunął laptop bliżej i wskazał na otwarte okienka rozmowy.
- Tydzień temu zapytałem, czy nie mogliby rozejrzeć się dla mnie za czymś ciekawym - na ten moment mam wolne.
Widział, jak wzrok Nieswalda prześlizgiwał się po kolejnych potwierdzeniach.
"Nie ma sprawy". "Żaden problem". "Dla ciebie zawsze".
- Warszawa? Kiedy?
- Pojutrze? Za trzy dni? Za tydzień? Nikomu niczego nie obiecywałem. Mam czas do ogłoszenia wyników, a jeżeli zdam - do końca ferii. To tylko kwestia mojego zainteresowania - wzruszył ramionami - Jedno słowo i dostanę zaproszenie od każdego z nich. Dwa więcej i będę miał bilety na wybrane imprezy. Zamknięte imprezy.
- Od kiedy jesteś pro-społeczny?
- Na twoim miejscu zapytałbym, czy mam w tym interes.
- Masz?
- Być może, ale jak na razie donikąd mi się nie spieszy - odpowiedział wymijająco, pozwalając sobie na przelotny krzywy uśmieszek tuż po zatrzaśnięciu pokrywy. - Nie jestem wolontariuszem.
Przez moment mierzyli się spojrzeniami - Czarny nie zamierzał rozwijać myśli i wyjaśniać działania mechanizmów społecznych, związanego z nimi nieustannego zabiegania o życzliwość w oparciu o zasadę "przysługa za przysługę" oraz tego, czym (ekspektatywie) procentowało to pozyskiwanie z początku maluczkich i nic nieznaczących, a w miarę wspinaczki wzwyż hierarchii coraz to bardziej wpływowych i przyjaźnie doń nastawionych ludzi, skłonnych wyświadczyć uprzejmość w zamian za inną; Gerwazy z kolei tych wyjaśnień nie potrzebował.
- Zmieńmy temat. Jak układa ci się współpraca z tym zespołem? Gracie razem od niedawna, ale wypadliście nieźle. Zamierzasz z nimi zostać czy...? - zagadnął, podchodząc do ekspresu - Kawy?
- Kawy. Co chcesz usłyszeć?
- Co myślisz, co planujesz. My, upośledzone społecznie spierdoliny, lubimy być na bieżąco.
- Złudzenie posiadania własnego życia.
- To może tak wyglądać z twojej perspektywy - przyznał, podając mu kubek. - Mów, i tak zachowam dla-
Trzask.
Piotrek przeprosił Gerwazego i ruszył do przedsionka, gdzie Fabian odwieszał płaszcz.
- Po pracy?
- Tak, jeden Radek w roli gońca wystarczy. Jest mama?
- A co?
- Jestem biedny. Kurwa, odrzuciło mi kartę w Douglasie. W Douglasie przy ludziach, rozumiesz? - powtórzył z naciskiem, na co Piotrek obdarzył go sceptycznym spojrzeniem w miejsce uszczypliwych komentarzy, mając jednak w pamięci, że Fabian konkurował z ich matką pod względem kwot przeznaczanych na kosmetyki i perfumy.
- Pożyczyć na waciki?
- I naliczyć odsetki? Nie, dziękuję.
- Skoro wolisz być cebulą... - westchnął, wycofując się tam, skąd przyszedł. - Przywitaj się z Gerwazym.
- Ty znowu tutaj? - zacmokał Fabian. - Piotrek, kupić ci tamagotchi? Jednorazowy wydatek, a polecielibyśmy po kosztach sprawowania opieki nad czymś, co w dodatku mógłbyś sam nazwać. No offence, Nieswald.
- None taken.
- Czasem mam wrażenie, że jesteś adoptowany.
- Mógłbym powiedzieć to samo - Fabian zdjął marynarkę i przerzucił ją przez oparcie krzesła - Jedyne, co nie przemawia za tomagotchi to to, że wtedy siedziałbyś w swoim pokoju do trzydziestki.
- Widziałeś zdjęcia z Ucha?
- Ktoś cię oznaczył.
Fabian wymienił z Gerwazym sztuczne uśmiechy.
- Nie jestem tylko pewien, kto komu dał za to dupy - Piotrek zespołowi czy wy wszyscy jemu.

Edytowane przez wewau dnia 14-12-2016 00:11
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Choo


i.imgur.com/S4Pf3vo.pngJeśli chodziło o relacje wewnątrz zespołu i kręgów, w które był włączony, Gerwazy chciałby móc porzucić obowiązek względnego pilnowania balansu między tymi, którzy odzywali się jedynie w konkretnej sprawie, a tymi, na których niezobowiązujące "Hej, co tam?" należało jednak odpisać po odpowiednio wyważonym czasie. Jeszcze parę miesięcy temu jego domeną było pozbycie się ludzi piszących do niego bez wyraźnego powodu (wkrótce sytuacja odwróciła się i to ich brakowało wśród tych, którzy jeszcze się odzywali) i tak było dopóki nie pogodził się na nowo myślą, że są oni dla niego siłą napędową, której wyczerpanie oprócz zwyczajnego zastoju powoduje zapadnięcie się w akurat przekraczanym gruncie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngDzień i godzina z powodzeniem sprzyjały jednak ignorowaniu pojedynczych przychodzących wiadomości, a te, które dotychczas wyświetlił, nie dawały wglądu w sprawy idące dalej niż to, kto z kim gdzie skończył i komu - Bartkowi - za co - koncert; wymyślone w amoku odszkodowanie - przypada jaka należność. O wiele ciekawiej miało się to w przypadku Piotra.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Że jeszcze masz wątpliwości. Zapoznać cię z innymi metodami załatwiania spraw?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie jestem w nastroju, może innym razem. - Fabian raz jeszcze się uśmiechnął. - Mi też zrobisz?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Co? - Czarny zwrócił się w stronę brata.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Kawy.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- W przeciwieństwie do mnie masz całe ręce.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- "Nie przynoś pracy do domu."
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Daleko z tym nie zajdziesz.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPiotrek pociągnął go do tyłu za łokieć, kierując jego w ten sposób robione kroki na schody, przy których Gerwazy obrócił się, pomachawszy wcześniej znikającemu za ścianą Fabianowi, i stawiając na nich nogi wyrównał liczbę razy, gdy nie mogąc na nich ustać samodzielnie czynił to z czyjąś pomocą.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nadal nie usłyszałem odpowiedzi.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Bywa.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGerwazy podsunął się na łóżku pod ścianę.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Stać cię na lepszą odpowiedź.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Stać mnie też na lepszy zespół, ale póki co mam zamiar zostać z nimi i zobaczyć, jak daleko ze mną zajdą. Wystarczy?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Na tę chwilę tak.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPiotr odepchnął się dłońmi od biurka i przysiadł obok, pokazując mu ekran telefonu i rząd ukazanych w uśmiechu zębów, będących odpowiedzią na tę samą reakcję ze strony Wazy.

...


i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW mijanym kościele biły dzwony, za rogiem bili się gimnazjaliści, w klatce biło serce, rozruszane szybkim krokiem i szybkimi myślami, bijącymi z kolei rekord tego tygodnia swym biegiem na dłuższą niż zazwyczaj metę.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngZwolniło, gdy przytrzymał się przy idącym z naprzeciwka Wincencie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Pewnie szpital będzie ci kiedyś po drodze - zwrócił się w jego stronę - a ja wolę nie oglądać swoich dzieł.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Wrodzona skromność.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Przekazałbyś?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie dawaj mi pieniędzy na ulicy - uśmiechnął się Waza, oburącz poprawiając kaptur, zsuwany z głowy (którą skinął w kierunku jednej z ulic prowadzących do mieszkania, wkrótce mającego być przez niego nazywanym swoim własnym na podstawie czegoś więcej niż jego słowa) porywami wiatru, zmuszającego do mrużenia oczu i pociągania nosem głębszego, niż czynił to nachylony nad kreskami brukselski backstage.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngRęka Wincenta wróciła na swoje miejsce razem z wysuwanymi z portfela banknotami, myśl o spożytkowaniu których nie przyszłaby Gerwazemu równie szybko do głowy, gdyby nominały były wyższe i mniej wygodne w rozmienianiu.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWkrótce po tym sięgnęła do odzywającego się telefonu i gdyby nie "Daj, odbiorę" Gerwazego - towarzyszące serdecznemu uśmiechowi - nacisnęłaby czerwoną słuchawkę.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Trzymaj, adwokacie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW słuchawce padło imię i nazwisko, nazwa spółdzielni i przyczyna, dla której wysoki głos kobiety domagał się spotkania z zameldowanym pod wspomnianym adresem Wincentem Rukowskim.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Tak, przyjdzie, do zobaczenia. - Czerwona słuchawka. - Brzmiała jakbyś nie miał dokąd wracać.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWincent burknął coś pod nosem.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Brzmiałeś jakbyś dał jej do tego powody.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie ja. Chuj zza ściany.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Współlokator?
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Sąsiad.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Moi nie dają znaków życia i zastanawiam się tylko, czy nie jest to zasługa poprzedniego lokatora, który może postąpił tak jak ty teraz byś pewnie miał ochotę.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngTo zdanie wymawiał do kogoś słowo w słowo po raz przynajmniej trzeci.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Żebyś wiedział jak bardzo. Wolałbym jednak-
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Ale wolisz records inne niż criminal.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- To by się na jeden nadawało.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Plagiat liczy się jako ten criminal. Zakup prawa autorskie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngJakbyś ty to już uczynił.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Mam nie dawać ci pieniędzy na ulicy. W każdym razie całkiem możliwe, że zaraz nie będę miał do czego wracać.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Coś się ogarnie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngChodzenie z anemicznym Wincentem zdawało mu się tym wolniejsze, im większa stawała się chęć pokonania biegiem dzielącego ich od klatki dystansu. Gdy będąc już za jej zamkniętymi drzwiami Wincent kontynuował napoczęty temat, Gerwazy - wyłapując jedynie słowa klucze - sprawdził pocztę, której nie pozwalał nagromadzić się w poprzednio zdradzającej nieobecność Konstancji skrzynce.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jak Roksana?- odezwał się po jej zamknięciu.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Nie wierzę, że interesuje cię odpowiedź. Następne pytanie.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Jak bardzo dobrze brzmi ucieczka przed odpowiedzialnością do Warszawy?
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWcale nie chciał użyć tego sformułowania, ale przed Warszawą usłyszał je zbyt często.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Mam pracę.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Mam wejściówki.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Na co?
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngGerwazy pożegnał go salutem, obracając się na pięcie w stronę schodów i pozbawiając go reszty szans na zaproszenie do środka. W kieszeni miał przewidziane dla Bartka dwieście złotych; na ekranie telefonu otwartą rozmowę z Czarnym.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngZanim przekręcił w drzwiach klucz uśmiechnął się zapobiegawczo do wizjera mieszkania naprzeciwko.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngW środku było zimno - odkręcenie kaloryferów nie wchodziło jeszcze w grę - a echo zamykanych drzwi przecięło wypełniającą wszystkie pomieszczenia ciszę, którą miał zamiar zastąpić puszczoną później muzyką.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngWbrew protestom ciała Gerwazy zdjął z siebie kurtkę i odkładając gitarę na przypisane jej miejsce wyjął z pełniącej funkcję szafy walizki własne świeże ubrania, po przebraniu się w które i przerzuceniu przez ramię sportowej torby - niepozwalającej nikomu pomyśleć, że planowana wizyta w szpitalu nie jest czyniona w ramach tego, że jego placówka jest mu po drodze - z powrotem schował ręce we wciąż nagrzanych rękawach kurtki i po spędzaniu tak paru chwil nad laptopem wyszedł na nadal smagające wiatrem ulice Sopotu, które zostawił za plecami, pokrywszy z wynagrodzenia Bartka koszta wszelkich biletów do i z Gdańska.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngBartek leżał na urazowo-ortopedycznym bez chęci na rozmowę kręcącą się wokół czegoś więcej niż tego, że Wincent może pocałować go w dupę. Na Bartku leżał banknot ze swoją bliźniaczą podobizną schowaną w kieszeni Wazy. Bartek nie domagał się kwoty innej, niż jej wielokrotności po doliczeniu odszkodowania, o którym zdawał się nie mieć pojęcia idącego dalej niż posłyszenie kiedyś, że ktoś dostał jakieś w wyniku podobnych wydarzeń.
i.imgur.com/S4Pf3vo.pngPuszczenie tego mimo uszu było warte nieznacznego wzrostu w budżecie. Gerwazy nie miał na tę chwilę zajęcia lepszego od drobnej defraudacji, której nikt specjalnie nie miałby mu za złe.

Tylko sprawdź gdzie warto być :*

Może ty mi to powiesz :*


i.imgur.com/S4Pf3vo.pngObaj znali kompetencje Wazy w tym zakresie. Po drodze sprawdził listy osób zainteresowanych poszczególnymi eventami.

Edytowane przez Choo dnia 19-04-2016 23:30
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png


Weekend upłynął Czarnemu na robieniu wszystkiego, co tylko w jakikolwiek sposób mogłoby przysłużyć sprawianiu pozorów zaabsorbowania swoimi sprawami lub nieobecności. Jeden jedyny raz [uznawszy, że w niedzielny wieczór nikt nie powinien nachodzić go w kuchni (jedynym pomieszczeniu, w którym przesiadywał z upodobaniem, kiedy widok zarzuconego wszystkim - od aktów prawnych po misterne, choć chybotliwe konstrukcje ze szklanek i talerzy - biurka oraz zasłanego nieposkładanymi ubraniami łóżka zaczynał sprawiać mu niemal fizyczny ból], kiedy lekkomyślnie wyszedł z pokoju bez rekwizytu w postaci notatek lub tabletu, którym w razie potrzeby mógłby się zasłonić, po niecałych piętnastu minutach zmuszono go do odwrotu ("Piotrek, na litość boską, zarabiam w tym domu na chleb. Przeszkadzasz mi."), a tuż przedtem do wysłuchania w milczeniu nienawistnego monologu ("... i posmarowali sędziemu, musieli posmarować - nie jestem w stanie wytłumaczyć tego inaczej; cztery lata, rozumiesz? - procesowali się przez cztery lata i zdecydowali się na to po takim czasie. Skoro i tak mieliśmy przegrać, zaoszczędziliby mi nerwów, gdyby przekupili go w zeszłym roku."); w drodze do sypialni zderzył się z matką - naczynia, które postanowiła wynieść pod nieobecność małżonka z ich wspólnego gabinetu z hukiem roztrzaskały się o podłogę. W innych okolicznościach machnęłaby na to ręką, jednak tym razem - z uwagi na to, że minorowy humor pana Czarneckiego zawisł nad nimi wszystkimi niczym burzowy front - podsumowano jego (jego!) nieostrożność ostrymi, przykrymi słowami - przykrymi do tego stopnia, że poniedziałkowo-poranne narzekania Fabiana ("Chciałem umówić się do kosmetyczki, ale nie mam na to czasu; na nic nie mam czasu. Wszystko na moich barkach. Jestem zmęczony.") brzmiały przy nich w jego uszach jak "Sous le dome epais".
Warszawa, pomyślał Piotrek, wyszedłszy z domu na kwadrans przed spodziewanym przybyciem z pracy jednego z rodziców.
W pobliskim parku nie było o tej porze zbyt wielu przechodniów i jeśli nie liczyć uczniów, których rozproszone grupki wte i we wte przecinali przysypany śniegiem trawnik w drodze do pracowni, a także tych kilku niezmordowanych joggerów, Czarny był tu sam; na molo towarzyszyły mu już jedynie kołujące nad jego głową mewy. Po podzieleniu się na snapchacie z wybranymi osobami zrobionym w marszu zdjęciem morza (z lakonicznym dopiskiem "Zimno mi, Boże"), z bólem serca przeszedł do przeglądania powiadomień. Tylko jedno z nich wzbudziło w nim zainteresowanie.

Zostaliście zauważeni, dzieciaku.

Wincent nie zareagował. Czarny z westchnieniem przewinął listę kontaktów, przekręcił i rozłączył się po drugim sygnale. Nie zamierzał się napraszać.

Nie wyjdziecie z garażu, jeśli Rukowski nie nauczy się odbierać wiadomości.

Po minucie wyświetlono. Nim minęła druga, Gerwazy odpisał.

Sam go wytresuj :*

A wiesz, gdzie mam to, czy sparciejecie tam razem z zapasowymi oponami, czy nie? :*

Prawdopodobnie tam, gdzie ja twoje pretensje :*

Z tym, że z nas dwóch to ty zbierasz latem drobne do kapelusza. Brzdęk, brzdęk, tralala :*

Wyświetlono. Zanim nadeszła odpowiedź, Czarny zdążył dopisać:

Prawdziwy Slumdog, milioner z Sopotu :*
Rukowski ma odbierać.

We wspaniałomyślnym odruchu Gerwazy musiał przekazać samemu zainteresowanemu tę informację, ponieważ Wincent oddzwonił czterdzieści minut później, kiedy on akurat pochłonięty był odprowadzaniem wzrokiem kelnera, który właśnie wyszedł zza kontuaru.
- Przekonaj mnie, że interes waszego zespołu jest ważniejszy od mojej kawy.
- To ty chciałeś ze mną rozmawiać.
- W twojej sprawie - przypomniał, w tymże momencie uśmiechem wyraziwszy wdzięczność za postawienie przed nim szarlotki; pretensjonalny, znudzony ton nie zmienił się przy tym na jotę. - Nie przekonałeś mnie.
I rozłączył się.
Ekran odłożonego telefonu po chwili rozjarzył się i Piotrek przez dłuższy moment wpatrywał się w wyświetlacz, w międzyczasie niezdarnie krojąc widelczykiem ciasto.
Po czwartym czy piątym sygnale sięgnął po niego i ramieniem przycisnął do ucha, chcąc złapać za ucho filiżanki.
- W tym momencie poziom twojej argumentacji musi być wyższy niż warstwa bitej śmietany na mojej szarlotce. Słucham.
- Nie mogłem odebrać wcześniej.
- Dziesięć sekund. Potem się pożegnamy.
- O co chodziło?
- Pięć.
- Czarnecki, zmiłuj się i przestań pieprzyć.
- "Zmiłuj się" to dobry początek. Druga część już mi się nie podoba.
W chwili ciszy, która zaległa na linii Czarny upił łyk kawy.
- Zatem?
- Przepraszam, że nie odebrałem - odparł Wincent. To, z jakim dosłyszalnym w głosie trudem ukrywał rozdrażnienie było satysfakcjonujące. - Czy mógłbyś powiedzieć, co się właściwie stało i dlaczego jest to takie pilne?
- Mogliście wystąpić wieczorem - wyjaśnił - z naciskiem na "mogliście", ponieważ ty nie byłeś w porę pod telefonem, a ja nie poczuwam się do podejmowania jakichkolwiek decyzji w waszym imieniu.
- Odmówiłeś? - zapytał tamten zduszonym głosem. - Przecież...
- Wytłumaczę ci to prosto, ponieważ dzieli nas przepaść ewolucyjna - przerwał mu Czarny. - Przede wszystkim nie mam w zwyczaju niczego domniemywać - potem z łatwością moglibyście wieszać na mnie psy, nawet gdybym to nie ja zawinił. Po drugie, nie dbam o was.
- Czy ktoś ci mówił, jakim jesteś...
- O tym właśnie mówiłem - wtrącił spokojnie. - Próbujesz przerzucić odpowiedzialność na mnie, chociaż to przez twoje - powtarzam: twoje - "nie mogłem odebrać wcześniej" to nie doszło do skutku. Peszek.
Tuż przy jego uchu rozległo się westchnięcie.
- Świetnie.
- Zachowaj żale dla kogoś, kto zechce ich wysłuchać. Gdybyście potrzebowali pomocy, pomogę - pod warunkiem, że macie mi coś do zaoferowania.
- Masz na myśli pieniądze?
- Nie bądź śmieszny - skwitował, parsknąwszy w filiżankę. Spienione mleko rozbryznęło się na stoliku. - Do zobaczenia.
Posprzątawszy i dokończywszy zmaltretowany w trakcie rozmowy kawałek ciasta, znowu sięgnął po telefon, tym razem po to, by przestudiować pełen wyrzutów elaborat pani Czarneckiej ("Nie ma to jak wyjść z domu i zostawić zrobienie zakupów mi!"), utrzymane w złowróżbnym tonie przypomnienie pana Czarneckiego o odebraniu garnituru z pralni oraz nieżyczliwego SMSa od Fabiana w sprawie biletów na koncert, w kwestii których musiałby zadzwonić tu i tam, chociaż był przekonany, że zganiony Krzyś z obawy przed upokorzeniem tym razem podszedł do sprawy jak należało. Konieczność odezwania się do kogokolwiek z Warszawy była równoznaczna ze sprecyzowaniem planów - Czarny nie wątpił w to, że przy okazji padną pytania o to, kiedy i z kim będzie można się go spodziewać.

Zbierzesz się do środy?

Nawet do jutra :*

Jutro możesz sobie pójść piechotą :* Chcemy kogoś zabrać?

Być może.

Bez karyn, proszę.

Jedyną w tym towarzystwie będziesz ty :*

Nie wiem, nie chciałbym w tym względzie rywalizować z tobą, słońce :*
Imię i nazwisko.

Edytowane przez wewau dnia 22-04-2016 11:08
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Choo



Gerwazy nie należał do długodystansowców.
Wśród Nieswaldów nie było maratończyków.
Przechodzili przez życie sprintem, meta za metą, odpoczywali, nie patrzyli zbyt daleko, lubili mieć cel w zasięgu wzroku i po osiągnięciu go odpocząć i znaleźć sobie następny. Gerwazy brał udział w sztafecie z samym sobą, przekazując pałeczkę kolejnym wersjom siebie samego i biegnąć dalej naprzód zachodził dalej niż oni. Tak lubił myśleć. Biegł teraz w miejscu, pozwalając taśmie przesuwać się pod nogami i ciągnąć ze sobą podeszwy adidasów, odbijające się od bieżni w równym metrum lecącej ze słuchawek muzyki, którą przetykały jedynie dźwięki opadających sztang i przychodzących powiadomień.


Uniesieniem papierowego kubka Gerwazy wzniósł toast wysuwającemu się z terminala rachunkowi i chowanej w portfelu karcie Piotra. Gdy stał on w kolejce aby zapłacić za paliwo, podszedł do niego z dwiema kawami i grzecznym uśmiechem, za kurtyną którego czekała wzmianka o głodzie i trzymane przez nią pod rękę pytanie, czy długo należałoby czekać na cokolwiek ciepłego z ubogiego menu stacji.
- To samo.
- Mama nie zrobiła ci kanapek?
- Rozumiem, że oddasz mi na miejscu?
- Nie było pytania.
- Zapraszamy ponownie.
- Smacznego.
Na spodniach schylającego się przy jednej z trzech półek Wincenta odznaczały się mokre ślady wytartych o nie rąk, którymi jakiś czas przesuwał kolejne paczki laysów, by ostatecznie z pewnym zażenowaniem wziąć tą będącą najbardziej na wierzchu i przyciskając ją łokciem do torsu w drodze do kasy podjąć się próby wyliczenia drobnych wyjętych z kieszeni. Zanim zdążyły paść z jego dłoni na tackę znalazły się na niej pieniądze Wazy z załączonym przykazaniem, aby oddał Czarnemu.

Wincent co jakiś czas w tempie przyśpieszonego ciśnienia wklepywał w telefon kolejne słowa. Zrozumienie sytuacji nie wymagało ich odczytywania - sama obserwacja sposobu, w jaki napinały się mięśnie jego twarzy, dawała pełen obraz tego, co działo się na ekranie.
- Jak na to patrzę - zaczął Gerwazy, przestawiając lusterko tak, by Winc go widział; dłoń Czarnego uderzyła jego i nastawiła je z powrotem, gdy on z duszonym uśmiechem kręcił głową - to nie wiem, czy nie lepiej byłoby wziąć Serafina i go tam zostawić. Jeden problem mniej.
- Większość ludzi jednak stać na własne bilety powrotne.
- Większości ludzi jednak nie stać na tak samobójcze powroty.
- O popatrz. - Uśmiechnął się Piotr. - Warszawa.

Ostatnio był w Warszawie na święta. Z lotniska Chopina odebrał go wtedy ojciec, który teraz także musiał siedzieć w aucie przecinającym którąś z jej ulic, aby albo wrócić do domu, albo w towarzystwie żony go opuścić i odwiedzić znajomych, bar, lub którąś z restauracji - w towarzystwie jej, ich, lub przeważnie wliczającego się później w to grono partnera biznesowego.
- Dobry wieczór, mam rezerwację na nazwisko Czarnecki.
- GPS cię zawodzi czy nie pamiętasz adresu?
Gerwazy podniósł rękę wskazując na zakręt i przetarł nią szybę, za którą przewijały się kolejne okna, wespół z szyldami i pilnującymi chodników latarniami - kontrastującymi bielą z żółtawym odcieniem palących się w mieszkaniach żarówek - wydobywające z półmroku kształty mijanych bloków i ludzi.
- Tamtędy będzie szybciej.
W ciemności nie poznawał okolicy i okolica nie poznawała jego.
- Słoik i brukselka.
Nie miał najmniejszej ochoty na odpięcie pasów dopóki - oszacowawszy trasę, którą powinien obrać na chodniku, aby nie ubrudzić zbytnio butów mieszaniną śniegu, który na nowo przymarzał po popołudniowym roztopie, piasku, widocznego jako nieodbijające światła plamy, oraz soli, połyskującej jak strzepany po całej nocy na policzki brokat z cieni do powiek - nie przypomniał sobie, jak dalece przyjaźniejsza od Sopotu (z którym już się względnie oswoił) jest mu Warszawa i jej niepewne zakręty.
Andrzej stał na balkonie z jarzącym się w ustach elektrykiem, trzymanym przy uchu telefonem i machającą im stamtąd ręką, którą wskazał następnie na klatkę. Jej drzwi przetrzymała jednocześnie wychodząca od niego dziewczyna, o której nie wspomniał później słowa, a która w czasie tych kilku sekund zdążyła obrzucić ich pytaniami i wpleść między nie wzmiankę o piętrze, na które powinni się udać.
Zza drzwi wypadł pies i wsparł się łapami na brzuchu Wazy, zmuszając go do zastanowienia się nad tym, czy twarzy otwierającego je Andrzeja nie widział już kiedyś poza jego przejrzanym zawczasu profilem na facebooku. Mieli wspólnych znajomych, ale patrzył na niego dokładnie tak, jakby widział go pierwszy raz - Gerwazy znał to spojrzenie za dobrze, również za dobrze miał je wyćwiczone.
- Mamy jakąś godzinę.
- Gdzie jest suszarka?
- Pranie ci nie wyschło?
- Włosy mi się nie układają.
- Dobrze wyglądasz.
- Górna szafka. - Andrzej wskazując na nią palcem przechylił się przez blat oddzielającego kuchnię barku.
- Plus dziesięć do Karyny.
- Zaraz je nadrobisz.
Szklana butelka uderzyła denkiem o blat przyciągając na kulturalnie krótką chwilę wzrok Andrzeja, który porzucił prowadzoną z Piotrem półgłosem rozmowę na rzecz wyjęcia kieliszków i ich zawdzięczeniem zamknięcia kwestii integracji.

i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Winc, zaprzyjaźnij się z Andrzejem, jego psem, lub podłogą.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Już wolę z tobą.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Już wolę z Wazą.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Kanapa jest duża.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Powiedziało pewnego dnia zbyt wiele osób, po czym zamknęła się w sobie i już się nie rozkłada.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Trochę jak Kaśka.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Dywan jest miękki.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Ona też była.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- I tak skończy się jak zawsze.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Po co się oszukiwać, jasne, pół nocy przed kiblem, reszta na podłodze.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Kanapa jest twoja, Winc.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- Chyba że to on ją tą drogą zwolni.
i.imgur.com/S4Pf3vo.png- O kogo innego mogło mi chodzić?


- "Najważniejsza jest wiedza o tym, jak produkt odbierany jest przez konsumentów, a nie jak postrzega go personel zakładu".


Edytowane przez Choo dnia 23-05-2016 20:52
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png


Pochwycone niedbale za szyjki butelki szczęknęły, a kilka minut później obie przy ostatnim cichym brzęknięciu poszybowały łukiem na tle atramentowego nieba i przy wrzasku zdezorientowanych hałasem kotów - oraz kilku samotnych przekleństw, które wyrwały się Andrzejowi z ust, kiedy tylko zrozumiał, że źle oszacował odległość - zniknęły we wnętrzu wiaty na odpady segregowane, roztrzaskując się tuż za progiem. Czarny - który z pozornie beznamiętnym wyrazem twarzy, ale żywym zainteresowaniem człowieka, któremu mimo wszystko w pewnym stopniu zależało na wygraniu idiotycznego zakładu - prześledziwszy ich krótki lot przeniósł spojrzenie z mozaiki szklanych odłamków na przegranego, który podchwyciwszy wymowne spojrzenie sam przewrócił oczami.
- Mówiłem, że zapłacisz za kurs.
- Skoro bogowie tak zadecydowali.
- Chcesz spróbować swojego szczęścia jeszcze raz? - zaproponował mimochodem Waza, który spod przymrużonych powiek wypatrywał taksówki. Kurzawka nasiliła się i płatki śniegu osadzały się i topniały na zarzuconym kapturze oraz na wystających spod niego włosach. - Powiedzmy, w drodze powrotnej.
- Jako przyjezdni macie pierwszeństwo.
- Jestem prawie tutejszy.
- Wincenty?
- Po podbiciu stawki - odpowiedział sam zainteresowany z błąkającym się na ustach nienachalnym uśmiechem, który to pojawiał się, to znikał, podobnie jak jeszcze przed piętnastoma minutami alkohol w jego kieliszku, który skwapliwie napełniano w wyrazie gościnności.
Blask reflektorów u wylotu uliczki pośrednio przyczynił się do ucięcia tematu - powolnym krokiem ruszyli ku taksówce; usadowiwszy się w środku, Czarny powrócił do przerwanej przedtem rozmowy w kwestii tego, z kim w zasadzie mieli się spotkać; każdorazowe wzmiankowane imienia osoby trzeciej wiązało się ze zgryźliwymi komentarzami, których Andrzej, jako osoba lubująca się w mieszaniu bliźnich z błotem, nie szczędził; po dotarciu na miejsce i powiedzeniu wzrokiem po twarzach ludzi przed klubem w poszukiwaniu tych bliskich nikomu nie spieszyło się do poruszania kwestii zapłaty za powrót. Gerwazy i Wincenty ruszyli ku głównemu wejściu i Czarny, który krokiem zrównał się z pełniącym rolę przewodnika Andrzejem nie tyle czuł na sobie ich pytające spojrzenia, co po świadczącym o przystanięciu chrzęście śniegu pod ich stopami poznał, że podążyli za nimi.
Dwa żarzące się w ciemności zadaszonego zaplecza papierosy zamigotały; Andrzej jako pierwszy wymienił uściski z przyczajonymi pod wiatą cieniami, Czarny ograniczył się do podania obojgu dłoni z uśmiechem. W środku odebrano od nich płaszcze ("Nie zostawiałbym w szatni, jest pełna; poczekają w służbowym.") i pozostawiono samym sobie - przynajmniej do czasu, aż ze skondensowanej i anonimowej ludzkiej masy wyłonili się bliżsi i dalsi znajomi. Wszyscy byli wcięci.
Zasypywani pytaniami i uwagami ("Czarny, misiu pysiu, ile tu pobędziesz?"; "Już myślałam, że zobaczymy się dopiero latem"; "Czarny, ty kurwiu, mogłeś uprzedzić"; "Kto to?"; "Walenty? Nie?"; "Wincent, kurwa. Boże, Kaśka"; "Kurwa, tu jest zwyczajnie za głośno!"; "Akurat to powiedział wyraźnie"; "Kutas z ciebie, Antek"; "Ty to Gerwazy, tak?") spośród których jedynie niewielki ułamek przebijał się przez muzykę, przepchnęli się przez tłum do stolika, przy którym na podostawianych krzesłach siedzieli inni. Kiedy tylko zorientowano się, że nowoprzybyli byli - w porównaniu do obecnych tu wcześniej - trzeźwi, postawiono im pierwsze shoty. Czarny, którego cudze ręce pociągnęła za pasek spodni na kanapę, z niegasnącym życzliwym uśmiechem pozwolił wlać w siebie dwie setki - kolejne niepostrzeżenie podsunął Gerwazemu i Wincentowi, każdorazowo zabrawszy ich puste kieliszki.

***

Podszepty wódki ginęły pod naporem syntetycznych basów, a mimo tego w pewnym momencie Czarny, który przed momentem rozmawiał z Antkiem, a przedtem na uboczu z kimś, kogo rzucone w przestrzeń imię zdążyło uciec mu z pamięci (ale nie z fb), ocknął się pośrodku wzburzonego morza głów, opleciony tymi samymi ramionami, które pociągnęły go na wygrzane poduszki. Uwolnienie się od nich kosztowało go kilka nieszkodliwych kantów; po powrocie do stolika zastał przy nim Wincenta, który z rękoma w tylnych kieszeniach Karoliny i przedziałkiem między jej piersiami przed oczami nie przypominał już wraku człowieka, czego on w żadnym wypadku nie zamierzał wypominać mu w późniejszym czasie; Gerwazy praktycznie leżał na stole, przewieszony przez niego, podobnie jak jego rozmówca - zdawali się nie dostrzegać Rukowskiego, bliskiego powstania i pozostawienia ich samych sobie na rzecz poszukania ustronniejszego kąta do skonsumowania znajomości. Piotrek - przeszedłszy na przełaj przez oparcie - usiadł na wolnym miejscu pomiędzy nimi. Cudownym sposobem zmaterializowały się przed nim kieliszki.

***

Czyjeś ręce wsunęły się mu pod koszulę od strony grzbietu i tam też zostały, błądząc, jakby w poszukiwaniu oparcia; czuł też na sobie czyjś ciężki od alkoholu oddech; Czarny, znalazłszy się w stanie z pogranicza obojętności i pijackiego rozochocenia, poddał się temu bez słowa, w milczeniu czerpiąc z tego pewną przyjemność, do chwili aż przyszło mu się zrewanżować - a i wówczas zrobił to przy wtórze śmiechu, powoli przechodzącego w niższy, poufalszy. Nie był pewien, na ile rzeczywiste, a na ile wyimaginowane były pocałunki, chociaż za tym pierwszym przemawiałoby pojedyncze ugryzienie, jakby zaczepka - ale to wszystko ustało jak nożem uciął, gdy na szyi od tyłu uwiesił się mu Andrzej, który potem przewalił się przez podłokietnik i ni to siedząc, ni leżąc śmiał się z czegoś, o czym z uwagi na stan nie umiał już nikomu opowiedzieć.

Edytowane przez wewau dnia 30-05-2016 01:37
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Choo

Miękkie nogi nie potrafiły obrać celu i jakby w próbie złapania równowagi ciągnęły go przed siebie po spiralnej trajektorii, wyznaczonej przez stojących na jego drodze ludzi, którzy jedynie stanem przypominali tego kogo szukał. Wreszcie pojawiły się ręce, w których mógł się rozlać, tak jak rozlewały się alkohole do szklanek, kieliszków i ust; ust które po tym, jak dłonie zakleszczyły się na złapanej twarzy, wykrzyczały mu coś czego nie zrozumiał, ale mimo to powtórzył, powtarzał pół nocy, z natarczywą radością właściwą niedorozwiniętym umysłowo i pijanym, utykającym po jakimś czasie w zamkniętym obwodzie paru słów, które jeszcze pamiętali i jeszcze byli zdolni wypowiedzieć.
Wreszcie słownik się wzbogacił: chodź stąd, czekaj, gdzie jest Wincent, nie wiem, chodź, cicho, nikt nie słyszy, klucze, po taksówkę, ostrożnie, c h o d ź.
- Nie dam rady - wydusił z siebie Gerwazy między kolejnymi falami perlistego śmiechu, rozbijającego się echem w jego głowie i korytarzu, który usiłowali opuścić. Plecy napotkały ścianę i gładko się po niej osunęły, odnajdując mu oparcie w czymś więcej niż Czarnym, który przystanął nad nim, pozwalając mu bawić się zwisającą z rezygnacją wzdłuż ciała ręką, gdy druga próbowała wybrać odpowiedni numer w oświetlającym jego twarz telefonie.
- Bawicie się-
Głowa Gerwazego przetoczyła się w bok, by mógł zidentyfikować rosnącą w jego oczach sylwetkę.
- Bawicie się zbyt dobrze beze mnie.
W głosie Andrzeja przebrzmiewał przysypany rozbawieniem wyrzut, który ustąpił miejsca rozdrażnieniu, rosnącemu z każdym kolejnym sprawdzeniem kieszeni, pustych za wyjątkiem pozbawionych wartości groszy i iPhone'a, o którego ekran zdążyły otrzeć się widoczną ilość razy.
- Czego szukasz?
- Czekaj.
- Czego szukasz?
- Wincenta?
Śmiech. Andrzej obrócił się na pięcie krzycząc zaraz wracam i nie wiem czy na noc.
- My też nie wiemy.
Śmiech.
- Mam jego klucze.
Ś m i e c h.
Zabranie mu ich na samym starcie, przy parokrotnym powtórzeniu, że to on ma większe szanse na trafienie pod inny adres i inną kołdrę było decyzją prawie tak dobrą, jak zabranie Gerwazemu sprzed ust dwóch z wielu kieliszków, które w półprzytomnym odruchu do nich unosił, wytyczając tym samym odległość, jaka dzieliła go od innych ludzi i przedłużając tą, którą o własnych nogach zdążył pokonać do mającej kiedyś ich odebrać taksówki.
Na wysokości oczu Gerwazego spod krótkich spódnic błysnęły pokryte potem uda, rozedrgane przez wkładany w kroki wysiłek i traconą równowagę, której nie pomagały jego wyciągnięte na szerokość korytarza nogi; obie dziewczyny chwiejnie zatrzymały się przed nimi jak przed szlabanem.
- Czy on żyje?
- Andrzej powiedział-
- Andrzej mówił, że znalazł Wincenta i zgubił portfel.
- Świetnie. Niech oboje tu przyjdą.
Czarny powtórzył. Jego głos był wyraźniejszy i nie dobiegał już z góry - jego źródło było tuż obok, w krtani schowanej pod napiętą skórą wyciągniętej w górę szyi, przez którą od dłuższego czasu ramię Wazy musiało być przewieszone. Pożeranie wzrokiem - latającym od niej do drzwi, i do nachylających się dziewczyn, i do bioder znikających w ciemności, od przegubów nadgarstków, które przysłaniały mu pole widzenia, gdy jego twarz któryś raz była łapana ciepłymi dłońmi; od własnego odbicia w zeszklonych oczach do innych błyszczących w półmroku elementów - nie zaspokajało rosnącego głodu, który wplatał w jego słowa: jestem głodny, jestem
- ...głodny, chodź.

Edytowane przez Choo dnia 28-06-2016 17:30
 
wewau
i.imgur.com/CZ989W7.png


Przez szczeliny pomiędzy okiennymi ramami a roletami zaczęło wsączać się światło poranka i Czarny, który w letargicznym zamyśleniu przed piętnastoma minutami przycupnął na kuchennym blacie w oczekiwaniu aż czarna herbata wystygnie na tyle, by z zużytych torebek zrobić okłady na zmęczone oczy, a samą zawartość wychylić duszkiem, zwlekł się z wygrzanego jak na grzędzie siedzenia i zabrawszy po drodze przerzucony przez oparcie kanapy płaszcz (w tym momencie przykryta nim częściowo Anka po omacku przywarła sobą do pleców Karoliny) wyszedł na balkon, na którym od pewnego czasu o zapalenie oskrzeli prosił się przewieszony w pół przez poręcz Antek; nie odezwał się słowem, kiedy zarzucono mu go na ramiona. Powoli, nie otworzywszy oczu ani też nie przestawszy obiema rękoma ściskać głowy tak, jakby ta miała rozpaść się lada moment, wyprostował się.
- Umieram.
- Herbaty? - zaproponował Piotrek; jeszcze nim w ciszy w pełni wybrzmiało "zabierz to", ten znów zwymiotował. Czarny cierpliwie przeczekał atak - ten oraz następny, po którym Antek powoli przysiadł na piętach, kurczowo przytrzymując się przy tym oszronionych żerdzi.
- Wody?
- Zaraz - wychrypiał. Z drzew z naprzeciwka do lotu poderwały się ptaki i Czarny śledził ich lot spojrzeniem, dopóki oddech Antka nie wyrównał się.
- Łazienka jest wolna.
- Była. Wincent tam leży.
- Zaraz do niego zajrzę.
- Czarny?
- Mmm?
- Chciałem o coś zapytać, o ciebie, ale to ty byłeś w nocy trzeźwy - na tyle, żeby zdawać sobie sprawę z tego, co robisz. Niewiele pamiętam, ale... No, nieważne.
Na masce stoickiego opanowania pojawiły się pęknięcia, jednak po chwili twarz Czarnego znów była gładka i niewzruszona niczym tafla wody. Zmarznięty wszedł do środka, gdzie w powietrzu unosił się ciężki swąd potu i wymiocin. W drodze do łazienki zabrał ze sobą ręcznik oraz naręcze wyciągniętych z torby ubrań; tam na podłodze łazienki zastał ni to leżącego, ni siedzącego Rukowskiego, opartego o ścianę tuż przy krawędzi muszli i przypominającego w tym względzie wyrwane z korzeniami drzewo, nachylone pod przeczącym prawom fizyki kątem, od nieuchronnego upadku powstrzymywane przez jeden zahaczony o swego sąsiada konar. Zamiast pytać go o samopoczucie, Piotrek podetknął mu pod nos zabrane z pralki lusterko; zaparowało.
Nie przejmując się Wincentem - bliższego przeniesienia się do Valhalli aniżeli powstania z martwych - Czarny zmył z siebie odór alkoholu i tytoniu; Wincent wegetował na swoim miejscu, kiedy on wyszedł spod prysznica z ręcznikiem przewiązanym na wysokości bioder; przebudził się wówczas, gdy zemdliły go zapach perfum oraz wilgoć.
- Potrzebujesz czegoś? - Czarny uchylił drzwi, zapinając koszulę. - Wody? Suchej bułki?
Wincent pokręcił głową.
- Jest tu... Nie pamiętam imienia. Kinga? Klaudia?
- Karolina? Jest, śpi - odparł, odstawiwszy gumę do włosów Andrzeja. - Jeśli chcesz, wyrzucę ją stąd.
- Dzięki.
- Proszę. Przesuń się - polecił, sięgając ponad jego ramieniem po miskę; z nią w ramionach udał się z powrotem do salonu i nie odszukawszy wzrokiem Gerwazego wśród nieruchomych dziewczyn na kanapie oraz obok rozpartego na fotelu Michała, pogrążonego w głębokim śnie z nogami na przeszklonym stoliku do kawy, pod którym zwinął się poznany w nocy Rafał, Czarny ściągnął z Karoliny koc (i tak nie miała zostać z nimi długo!) i ruszył do sypialni Andrzeja; w niej zastał ich gospodarza, skręconego z bólu w nogach własnego łóżka z zabranym z kuchni garnkiem, a także Nieswalda.
- Trzymacie się?
- Nie.
- Mam miskę.
Gerwazy nie powiedział nic więcej, ale wyciągnął po nią rękę. Czarny przesunął nogi Andrzeja, który natychmiast skulił się jak płód i przysiadłszy obok nich na ramie, okrył ich zabranym kocem.
- Podać ci coś? - zapytał, ale podobnie jak wcześniej w przypadku Antka, Gerwazy przechylił się przez ramę i zamiast odpowiedzieć, zrobił użytek z przyniesionej mu miski. Czarny przytrzymał go w miejscu widząc, że z zachwianym poczuciem równowagi lada moment zsunie się na podłogę; z właściwym sobie taktem nie skomentował drgawek, które targnęły całym ciałem, wzrokiem już szukając w pobliżu chusteczek; dostrzegłszy kartonik na zastawionym biurku, sięgnął po niego i podał Nieswaldowi, kiedy ten znowu się położył.
- Gdybyś tylko czegoś potrzebował, zawołaj mnie. Odebrałeś?
Cisza.
- Gerwazy, będę naprawdę zadowolony, jeśli żaden z was nie zdechnie tu jak pies. Zawołasz mnie, gdyby coś się działo?
- Tak.
Przed wyjściem sprawdziwszy temperaturę Andrzeja - na całe szczęście zroszone potem czoło nie okazało się rozpalone niczym hutniczy piec - i poprawiwszy poduszki pod karkiem Gerwazego, Czarny wrócił do kuchni.
Herbata była letnia.

Edytowane przez wewau dnia 02-07-2016 18:20
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Przejdź do forum:
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Aktualnie online
· Gości online: 1

· Użytkowników online: 0

· Było użytkowników: 211
· Ostatni użytkownik: Acanthi
1,835,512 unikalne wizyty