Zobacz temat
 Drukuj temat
Yorick Vinke
wewau
i.imgur.com/aRliC6R.png

i.imgur.com/G5JR3Tl.jpg



Z ramionami wykręconymi za plecy jak skazaniec, który przed rozpoczęciem rozprawy rozeznał się w niesprzyjających mu uwarunkowaniach własnych przewinień na tyle, by przewidzieć wyrok nie przeciwstawiał się i pozwolił sobie na wzgardliwe splunięcie pod nogi wówczas, kiedy uderzony w twarz z niepotrzebnym rozmachem zapomniał się na tyle, by zrobić to ponownie. Krew - rozrzedzona niczym po podaniu nitrogliceryny wypływała z nosa wartkim strumieniem, chociaż, miał ochotę krzyczeć, nie jemu zagrażał zawał, a tym wszystkim kretynom, którzy rzucali się jak wyrzucone z wody w sieci ryby! - skapywała z brody; wsłuchany w zgiełk towarzyszący obławie patrzył jak na kamiennych płytach u jego stóp wykwitają maki, które potem sam zmiażdżył kolanami, klękając z rękoma założonymi na kark. Kwiaty były podlewane przez łzy, które roniła
- Anneke.
[ zamknij się zamknij się zamknij ]
Anneke podniosła na niego nieobecny wzrok; Yorick pozostawał uważny dopóty wyraźnie próbowała zapanować nad rozrywającym pieczęć ust szlochem i wydusić z siebie coś, co zmuszało ją dotąd do zachowania milczenia znacznie skuteczniej niż suma niewypowiedzianych gróźb i aktów przemocy, których świadkiem została.
- Nie skrzywdzą cię, ale musisz przestać-
- Boję się.
Wraz z kopnięciem pod żebra poczuł ukłucie sympatii do ludzi, którzy w tym momencie przeciągnęli go po betonie jak worek nawozu i z należną tego typu towarom ostrożnością wrzucili na tyły radiowozu. Nie był już zmuszony słuchać miałkiego zawodzenia Anneke.

Tam, dokąd miał zostać zabrany nikt nie trudził się przesłuchaniem. Po potwierdzeniu tożsamości wypuszczano go z suchymi, wypowiedzianymi z obowiązku, a nie poczucia żalu słowami przeprosin na ustach. Taki był porządek rzeczy.

Vinke, Yorick.
Przyzwyczajony do przedstawiania się numerem zaśmiewał się, że przypominał Gallicolumba luzonica pośród zaobrączkowanych ptaków powtarzających swoim panom przypadkiem zasłyszane urywki rozmów. Nie przystawał do trzymanych w klatkach niepozornych słowików, których podchwytywane w lot pieśni stanowiły peany na cześć będącego im więzieniem systemu; nie przypominał w niczym łasych na premie srok ani niesionych powietrznymi prądami sokołów, które spadały z nieba jak kamienie, zbyt szybko, by ktokolwiek rozpoznał konkretne ofiary w strzępach mięsa pomiędzy zaciśniętymi pazurami, i z tego powodu stanowił nabytek o nieocenionej wartości. Plama na piersi stanowiła znacznik strzelecki; pozwalał się schwytać tam, gdzie się pojawiał, po czym raz za razem wypuszczany ukrywał się w coraz to głębiej drążonych norach, z których wyciągano go za nastroszony ogon wraz z pozostałymi w odpowiedzi na jego własne skrzekliwe nawoływanie.


And I can smile
I'm crooked but upright

Edytowane przez wewau dnia 27-09-2017 20:50
i.imgur.com/KbqHyug.gif
 
Przejdź do forum:
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Aktualnie online
· Gości online: 1

· Użytkowników online: 0

· Było użytkowników: 211
· Ostatni użytkownik: Acanthi
1,834,408 unikalne wizyty